środa, grudnia 30, 2015

No river is too wide or too deep for me to swim to you. Come whenever I'll be the shelter that won't let the rain come through. Your love, it is my truth and I will always love you.

Zniknęłam na ponad dwa miesiące. Przynajmniej z bloga, bo w pracy i na uczelni bywałam tak często jak tylko się dało. Nie zaskoczę nikogo stwierdzeniem, że ten semestr był naprawdę ciężki. Ciężki dla wszystkich, ale dla mnie szczególnie, bo musiałam godzić go ze stażem. A w zasadzie nadal muszę, bo nadal trwa. Mam tylko przerwę.

Tak więc 22 grudnia nadszedł pierwszy od czerwca dzień, w którym mogłam naprawdę odetchnąć. Odpoczynek dłuższy, niż dwa dni weekendu. Coś niesamowitego. Ale blog był nadal ostatnią rzeczą o jakiej myślałam. Ale teraz, kiedy minęło całe świąteczne zamieszanie, a widmo powrotu do pracy i na uczelnię jeszcze nade mną nie wisi, mam chwilę, żeby coś napisać. Aż się dziwię, że przez ten cały czas P. nie upomniał się o żaden wpis. Może dlatego, że sam też był bardzo zajęty.

W pierwszej z trzech części nadrabiania zaległości i swego rodzaju zadośćuczynienia za zaniedbanie bloga - streszczę październik. Jak już wspomniałam, nie mieliśmy z P. za dużo czasu dla siebie, ale kilka fajnych rzeczy udało się zrealizować. Weekendy wykorzystywaliśmy właściwie tylko na spotkania z przyjaciółmi i rodziną. Ja byłam też z babcią w Operze Krakowskiej na "Kopciuszku" (niesamowity balet!). Październik zleciał tak szybko, że nawet nie wiem co więcej mogłabym o nim napisać.

Opera Krakowska, balet "Kopciuszek"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz