Nie ma sensu mówić nic o wrześniu, ani o pierwszej połowie października, które upłynęły mi tak naprawdę na pracy i użeraniu się z dziekanatem. Nic ciekawego. Ten tydzień przeleżałam w łóżku walcząc, jak na razie niestety mało skutecznie, z chorobą. Też nic ciekawego.
Byliśmy z P. na Sacrum Profanum początkiem września, a dwa tygodnie później na gościnnym występie dyrygenta i pianisty Stefana Vladara razem z Sinfonietta Cracovia w Filharmonii Krakowskiej. Wspaniały występ. Aktualnie jesteśmy też w trakcie maratonu wszystkich części X-man, który rozłożyliśmy na ten weekend. Generalnie fajnie spędzamy czas. Muszę też przyznać, że teraz, jak jestem chora, P. się zajmuje mną jak nigdy. Dostałam kwiaty, chyba pierwszy raz w naszej historii, przedwczoraj zrobił mi czekoladowe fondue, a wczoraj pyszne spaghetti bolognese, dokładnie takie, jak lubię. Gdybym jeszcze miała smak, to byłoby idealnie.
Pomimo nawału roboty i trudności w pogodzeniu pracy, studiów dziennych i czasu dla nas samych, dla naszego związku, czuję się... Naprawdę szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz