poniedziałek, października 29, 2012

Going back to the corner where I first saw you

Jest dobrze. Może to wizja nadchodzącego odpoczynku, a może ten błogi spokój i upojenie w naszym związku z M., ale jest cudnie. Pogoda nie poprawia nastroju, a w każdym razie nie wtedy, kiedy pół godziny stoję na przystanku i trzeci z kolei autobus nie przyjeżdża, ale przez okno wygląda pięknie. Aż mam ochotę rozłożyć choinkę i zaśpiewać "All I want for Christmas...".

Uwielbiam ten spokój. Czuję się jakby nic nie mogło wyprowadzić mnie z równowagi. Pobudka o 5 rano? Kolokwium z czegokolwiek? Spóźniony autobus? Jestem ponad to.

Z M. jest coraz lepiej i jeszcze lepiej. Nie spodziewałam się tego. Oczywiście, nie może być tak idealnie i czasem są chwile kiedy się kłócimy, ale są rzadziej. I nie mają większego znaczenia, bo szybko się godzimy i znów jest dobrze. Racjonalne myślenie wyłączyłam. Kocham go. I to nie jest racjonalne.

Ze znajomymi też zaczyna się układać. Dużym postępem jest dla mnie sam fakt, że ich mam. Nareszcie istnieję. Na każdej płaszczyźnie jest jakiś sukces. Organizację swojego czasu też poprawiłam, może to też sprawia, że czuję się w swoim świecie taka spokojna i nic nie może nim zachwiać.

W czwartek M. zrobił mi cudowną niespodziankę, bo pojawił się na mojej imprezie. Niespodziewanie, jak to zwykle bywa w niespodziankach. Nie sądziłam, że zrobiłby coś takiego dla mnie i przyjechał na jeden wieczór do Krakowa tylko po to, żeby mi sprawić przyjemność. Miłe zaskoczenie. Kolejną przyjemną niespodzianką był prezent urodzinowy od wszystkich. Nadal jestem trochę w szoku. Bardzo przyjemne uczucie. Impreza była świetna - kolejny sukces. Nawet z tą policją.

Przeciszów; Saturday, March 17, 2012

środa, października 24, 2012

There's someone I've been missing

Czy się wszystko posypało? Nie. Nie jest już tak kolorowo, ale jest dobrze. Brakuje mi M. Wiem, że mam dużo roboty i on by się nudził, ale mimo wszystko czuję się samotna. Przeleciało nam przez palce kilka możliwości spotkania... Przeleciało? Może to złe określenie. M. nie lubi z czegoś rezygnować, żeby mnie zobaczyć. Inny system wartości.

Nie opuszcza mnie wiara, że ze wszystkim sobie poradzę. Nie mam pojęcia skąd taka myśl wzięła się w mojej głowie, ale nie chce z niej wyjść, nawet jeśli czasem jest zupełnie bezpodstawna. W sumie lepiej żyje mi się w tym przekonaniu. Łatwiej mi radzić sobie z tą samotnością, studiami i wszystkimi problemami, z którymi codziennie muszę toczyć bój. Zmęczenie...

Taka dzisiejsza refleksja. Pamiętam, kiedy byłam tą smutną dziewczynką, której nikt nigdzie nie zapraszał i z którą nikt nie chciał rozmawiać. Ludzie ukrywali przede mną, że gdzieś wychodzą i zawsze wstawali z ławki, kiedy siadałam obok. Jedyną rzeczą jakiej wtedy pragnęłam to być akceptowaną. Chciałam istnieć w społeczności. Teraz można powiedzieć, że jestem gdzieś na jej szczycie, bo teraz to ja jestem tą dziewczyną, która decyduje kogo zaprosić na fajną imprezę, a kto nie dostąpi tej przyjemności. Jestem dziewczyną, która unika ludzi, których nie lubi i nie kryje się z tym. Nie dyktuję co prawda nikomu warunków, bo uważam że każdy żyje na własnych, a ja nie mam wcale na celu bycie jak ta kultowa kapitan cheerleaderek, ale mimo wszystko czyjeś uczucia bywają w moich rękach i nie waham się wyrzucić ich do kosza. Czy to znaczy, że jestem bez serca?

Zastanawiam się jaka jest cena za bycie szczęśliwym. Bo gdybym miała oddać wrażliwość za spokojne noce bez płaczu to chyba nie zgodziłabym się na taki układ. Może to wygląda, jakbym była wariatką, ale widziałam rzeczy, których nie widzą inni. I nawet jeśli czasem sama na tym cierpiałam, to nie oddałabym tego daru. Taka po prostu jestem.

Kraków; Sunday, October 21, 2012

sobota, października 20, 2012

You belong with me

Jest cudownie. Wyszło słońce i cały optymizm wrócił. Ubiegła noc była magiczna, co tylko potęguje efekt. Dzisiejszy dzień niczym jej nie ustępuje - praktycznie cały spędziłam z dziadziusiem i muszę powiedzieć, że dawno nie czułam się taka szczęśliwa. Brakowało mi tego... Brakowało mi domu.

Ten tydzień w jakimś sensie pokazał mi, że potrafię uporać się ze wszystkim. Z nawałem nauki i obowiązków, utrzymaniem wszystkich ważnych znajomości, paniami w dziekanacie, zazdrosnym facetem, a nawet z tym wszystkim na raz. I chyba właśnie dlatego przestałam się bać. Bo bez względu na to, co przyniesie jutro wiem na ile mnie stać.

Już wiem jaki jest sens mojego życia na dzień dzisiejszy. Kiedyś myślałam, że nie ma sensu. Myślałam, że to nauka, przyszłość, M. czy różne inne rzeczy. Ale to nie prawda. Sensem są ludzie, u których potrafię wywołać uśmiech na twarzy. Sensem jest sprawianie, że są ze mnie dumni. Uszczęśliwianie tych kilku osób, które znaczą dla mnie więcej niż wszystko inne.

Kalamaki, Greece; Sunday, June 6, 2010

wtorek, października 16, 2012

I know you will make through alive

Nowy dzień, nowe spojrzenie. Chciałabym, żeby wszystko było idealne, ale zwyczajnie brakuje mi sił, żeby sprawić, aby tak było. Pewne rzeczy trzeba odpuścić. Nie warto za wszystkim tak gonić.

Nie potrafię się ostatnio zorganizować, a na tym właśnie opiera się cała moja siła. Na organizacji. Jak człowiek wie, co ma robić to zawsze jest jakoś prościej. To do mnie niepodobne, ale ostatnimi czasy ciągle zaczynam po kilka rzeczy na raz i żadnej nie kończę. Trzeba będzie nad tym popracować.

Łapie zmęczenie. Tyle jeszcze chciałabym zrobić, ale oczy same mi się zamykają. Mój związek z M. chyba wraca do poprzedniego stanu... On nie bardzo ma czas dzwonić, bo gra i ogląda seriale i denerwuje go, że ciągle piszę. A ja jestem już tym zmęczona. Może dlatego, że odkryłam ludzi, którzy widzą we mnie coś więcej. I, że są ludzie, którzy uważają, że zasługuję na coś lepszego.

Kocham M., ale jeśli mamy nadal być razem to on musi zmienić swoje podejście. Bo zasłużyłam na bycie kimś więcej, niż tylko popychadłem. Wróciła wiara w siebie. I mimo zmęczenia wiem, że poradzę sobie ze wszystkim. Bo gdybym ja miała sobie nie radzić, to któż by dał radę?

Oświęcim; Sunday, April 8, 2012

poniedziałek, października 15, 2012

Your love is my turning page.

Wróciło z impetem. Nie wiem jak i nie wiem skąd... M. jest dla mnie wszystkim. I zawsze będzie. I chociaż czasem jest tak cholernie ciężko, chociaż są dni, kiedy mam ochotę go zabić, to jakoś zawsze wracam do tego stanu. I choćbym się wkurzała na niego cały dzień, i choćbym się zarzekała, że to koniec, że go już nie kocham... To jednak wieczorem, kiedy kładę głowę na jego ramieniu, zamykam oczy i wiem, że to moje miejsce. Wtedy wiem, że to on jest powodem dla którego rano wstaję i walczę z tym okropnym światem.

I ta miłość daje mi siłę. Niewyobrażalną siłę.

Jest jeszcze lepiej. Jak to możliwe, że było tak źle, a jest tak dobrze? Myślałam, że straciliśmy pasję i namiętność, a okazuje się, że owszem - minęła w nas ta dziecięca fascynacja sobą i emocje przed nieznanym, ale pod tym znaleźliśmy coś więcej. Dziką rozkosz bycia ze sobą. I jestem aż w szoku nad tym, co się wczoraj stało. Zakochałam się po raz kolejny w M. Z nową, jeszcze większą siłą.

I kocham w nim absolutnie wszystko.

Skidziń; Saturday, May 21, 2011

















Nasza pierwsza wspólna impreza. Dawno temu.

poniedziałek, października 08, 2012

Thanks for making me a fighter

Nie miałam neta. Nie miałam nawet czasu, ani chęci pisać, ale wytłumaczę się internetem.

Trochę ciężej. Między mną, a M. nadal jest dobrze. Zaczynam nawet wierzyć w słuszność tego związku, ale z rodzicami mi się nie układa. A jak nie układa nam się, pomimo tego, że widzimy się raz na dwa tygodnie, to znaczy, że jest źle. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Jestem zmęczona walką. Czy naprawdę codziennie musimy toczyć ten bój?

Nie chodzi nawet o naukę, czy odpowiedzialność, ani nawet walka o życie towarzyskie mnie tak nie przeraża, jak właśnie walka o moje relacje z najważniejszymi dla mnie osobami. Jeśli ludzie się kochają, to po co walczyć? Miłość jest, bez względu na to czy wypruwasz sobie dla drugiej osoby żyły, czy nie. A jeśli miłości nie ma, to wykrwawianie się i tak nic nie zmieni.

Z tego zmęczenia walką przechodzę w zobojętnienie, i to przeraża mnie jeszcze bardziej. Zaczyna mi być znów wszystko jedno. I nie ma to nic wspólnego z pragnieniami. Chcę być z M. i mieć dobre stosunki, ale frustracja ciągłymi porażkami w budowaniu więzi doprowadziła mnie do pytania "Czy warto?". I owszem, będę szczęśliwa tylko z tymi relacjami, ale to jak walka z wiatrakami i mam ochotę położyć się w moim łóżku samotnie i pogodzić z porażką. I umrzeć w samotności, dodałabym jeszcze.

Mimo wszystkich złych rzeczy, które się ostatnio dzieją, nie załamałam się ani trochę i z tego jestem z siebie dumna. Bo porażki dają mi siłę. Po prostu czasem trzeba sobie odpuścić... Prawda?

Stawy Grojeckie; Tuesday, September 1, 2011