środa, listopada 26, 2014

I dare you to let me be your, one and only, promise I'm worthy to hold in your arms.

Zdałam ostatnie w tym tygodniu kolokwium z materiałów wiążących na 4 i mogę spokojnie odetchnąć. Nie oznacza to oczywiście weekendu. Nadal czeka na mnie prasowanie, sprawko do dokończenia z właściwości zapraw budowlanych i jutrzejszy dzień spędzony pewnie w całości w laboratorium kończąc próbki zeolitów do inżynierki. Jeszcze trochę do zrobienia, ale odetchnęłam z ulgą. Teraz już nie mam na sobie żadnej presji.

W związku z tym spędziłam właśnie dwie godziny leżąc w łóżku i oglądając najróżniejsze blogi, recenzje na youtube i sklepy internetowe kompletując swoją listę życzeń. A właściwie listę rzeczy, które z pewnością sobie kupię. Kiedyś. Póki co zdecydowałam co przyniesie P. Mikołaj w tym roku i to mnie satysfakcjonuje, a moja lista zaczeka na jakiś mniej prezentowy czas do zrealizowania. Wam spróbuję podsunąć coś już teraz, może przyda Wam się jakiś pomysł na prezent gwiazdkowo-mikołajowy.

W piątek jedziemy do Oświęcimia z P. i prawdopodobnie zobaczę się w końcu z Q. i A. Tak dawno ich nie widziałam! Nie byłam w domu od dwóch tygodni, a ostatnia moja wizyta to było jedynie kilka godzin, więc nie miałam czasu nikogo odwiedzać. P. nie chce iść ze mną, ale wiem że będzie świetnie i z nim i bez niego. Może to zdrowsze podejście robić tylko to na co ma się ochotę. Powinnam się tego nauczyć, przynajmniej w kwestii takich spotkań. Zdecydowanie robię zbyt wiele rzeczy, na które nie mam ochoty tylko przez wzgląd na kogoś.

Wednesday; November 26, 2014






















































/ 1 / Paleta cieni Urban Decay Naked 3, 199 zł
/ 2 / Srebrny pierścionek Pandora, 199 zł
/ 3 / Paleta cieni The Balm Nude'tude, 115 zł
/ 4 / Bransoletka Lilou, 98 zł
/ 5 / Paletka wielofunkcyjna The Balm Autobalm Hawaii, 63 zł
/ 6 / Szczotka do włosów Tangle Teezer Original, 29 zł
/ 7 / Kostka czterech lakierów Essie Winter 2014 Collection, 40 zł
/ 8 / Świeca zapachowa Yankee Candle Winter Garden, 97 zł

wtorek, listopada 25, 2014

You've been on my mind, I grow fonder every day and lose myself in time just thinking of your face. God only knows why it's taken me so long to let my doubts go. You're the only one that I want.

Jest dopiero wtorek, ale ja czuję, że w pełni zasłużyłam już sobie na weekend. Niestety, do weekendu jeszcze daleko a przede mną nadal kolokwium z materiałów wiążących i cały czwartek spędzony w laboratorium. Różnica jest tylko taka, że przestałam się tym wszystkim tak potwornie stresować i martwić. I może będę zdrowsza z tego powodu.

P. pojechał na siłownię, a ja siedzę w legginsach na łóżku, popijam herbatę z sokiem malinowym, która koi moje bolące gardło, wycieram nos od kataru i piszę notkę. Nadal jestem przeziębiona, ale dzisiaj czuję się świetnie. Może dlatego, że zjedliśmy z P. przepyszny obiad, a może dlatego, że przespaliśmy całe popołudnie zamiast się uczyć. Za naukę na kolosa zabrałam się dopiero po 20, a w międzyczasie zdążyłam jeszcze umyć naczynia i przeglądnąć Bloglovin. I chyba na dzisiaj to tyle mojej produktywności. Szczęśliwy leniwy wtorek.

Wczoraj była u mnie So. Niespodziewanie, spontanicznie z winkiem, jakie obie lubimy. Zamówiliśmy pizzę i gadaliśmy o różnych ważnych sprawach. Brakowało mi tylko do szczęścia naszej smerfiastej WM, która niestety była na nocce w pracy. Zażegnaliśmy rozchwianie emocjonalne So., pomogliśmy też mojemu i pomimo tego, że poszłam spać dopiero o północy z zaledwie sześcioma godzinami snu przed sobą, to spałam spokojnie jak nigdy.

Mam cudownego faceta, który jest spełnieniem praktycznie wszystkich moich nastoletnich marzeń. Mam wspaniałych przyjaciół. Niewielu, ale takich na których mogę zawsze polegać i jestem pewna, że mnie nie zawiodą. Czego mogłabym chcieć jeszcze?

Tired; Cracow; Tuesday; November 25, 2014

Lazy Tuesday, November 25, 2014

niedziela, listopada 23, 2014

Cherry lips, crystal skies, I could show you incredible things. Stolen kisses, pretty lies .You're the King, baby, I'm your Queen. Find out what you want, be that girl for a month. Wait, the worst is yet to come.

Dopiero zaczął się weekend, a tu już niedziela! Czy to nie jest pokręcone? Przede mną kolejny ciężki tydzień, który poniekąd rozpoczyna się już dzisiejszą pracowitą niedzielą. Posprzątałam mieszkanie, zrobiłam pranie, napisałam sprawozdanie z technologii szkła i zaczęłam się uczyć na jutrzejsze kolokwium z ceramiki, ale póki co opornie mi to idzie. P. pojechał na siłownię, a na mnie czeka jeszcze cała sterta prasowania.

Wczorajszy kryzys został szybko zażegnany, po części dlatego, że chyba nie potrafimy z P. zbyt długo się na siebie gniewać (a przynajmniej ja nie potrafię), a po części dlatego, że odwiedziła nas WM w wersji smerfiastej. Niestety, nie jestem w posiadaniu zdjęć jej wczorajszego niecodziennego outfitu, więc nie podzielę się z Wami tą porcją radości. Napiliśmy się piwa, pośmialiśmy się z opowieści WM o celebrytach, którzy odwiedzają hotel, w którym pracuje na recepcji i spędziliśmy naprawdę miło wieczór. Później dołączyła do nas Ag, z którą ostatecznie siedziałam do północy, nawet kiedy WM pojechała do domu, a P. poszedł na górę się położyć.

Czuję się nadal średnio, w sensie przeziębienia. Męczy mnie trochę katar i ogólnie jestem nieznośnie słaba i permanentnie zmęczona. Jutro ciężki dzień przede mną, a dzisiaj jeszcze sporo pracy do zrobienia. Tak czy inaczej, nadchodzący tydzień naprawa mnie jakimś dziwnym i niewytłumaczalnym optymizmem, jak nigdy.

Chciałabym Wam pokazać jeszcze kilka starych zdjęć (połowa października) z wizyty na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej w chyba ostatni tak piękny jesienny weekend. Wcześniej nie miałam niestety czasu ich wrzucić, dlatego robię to dopiero teraz. 


With Dad; Góra Zborów; Sunday, October 19, 2014


N.'s veolleyball game; Sunday; November 9, 2014

sobota, listopada 22, 2014

You left me hanging from a thread we once swung from together. I've lick my wounds but I can't ever see them getting better...

Weekend okazał się być nie wesoły. Właściwie to nic, na co liczyłam się nie wydarzyło, zamiast tego dostałam przygnębiającą samotność. Pokłóciliśmy się z P. O co? Właściwie o nic. Zastanawiam się czy w ogóle mam prawo winić go za to, że był szczęśliwszy z kimś innym? To chyba moja wina, nie jego, ale mam chyba prawo być smutna z tego powodu. Zwłaszcza, jeśli byłam przekonana, że jest inaczej. A czy on ma prawo mówić mi, żebym robiła co chcę bo on i tak ma to w dupie? Cóż, chyba ma do tego prawo.

Mam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. P. jest jedyną rzeczą która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach i jedyną rzeczą która powstrzymywała tą przepaść pełną łez, która każdej nocy krzyczy moje imię. Koszmary się nie skończyły, ale zelżały przez ostatnie dni. Dziś chciałabym nie zasypiać wcale. Nie mam już chyba po co śnić.


piątek, listopada 21, 2014

Waking up I see that everything is okey. The first time in my life and now it's so great. I wouldn't change a thing about it, this is the best feeling.

Czuję się lepiej, w każdym razie psychicznie. Księżniczkowy świat nie wrócił, ale nauka zajęła mnie na tyle, żebym nie myślała o przygnębiających rzeczach. Poza tym, między mną a P. jest ostatnio tak idealnie, że chyba nie potrafię być smutna kiedy tyle szczęścia daje mi zwykłe spędzanie razem czasu. Gorzej za to czuję się fizycznie. Zmęczenie po tym ciężkim tygodniu i przeziębienie, które mnie dopadło położyły mnie dzisiaj do łóżka. Przykro mi tym bardziej, że Kp zaprosił mnie na posiadówę, ale szczerze mówiąc nie czuję się na siłach, żeby gdziekolwiek dzisiaj wychodzić z tym katarem i bólem gardła.

Znalazłam w garażu mój stary pamiętnik, przenosząc swoje rzeczy w zeszły piątek i zabrałam go do Krakowa. Oczywiście, nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem go, ale w zasadzie nie żałuję tego. To pamiętnik z chyba najgorszego dla mnie okresu, z czasów przed M., kiedy chodziłam tak przygnębiona i załamana jak to tylko możliwe. Z czasów, kiedy zrobiłam parę naprawdę głupich rzeczy, ale patrząc na to z dzisiejszej perspektywy czułam się wtedy tak strasznie niedoceniana, niekochana i nieakceptowana, że widzę teraz jakie miałam powody postępując w ten, a nie inny sposób. Czytanie tego było smutne. Ale też otworzyło mi oczy. Takie życie jakie mam teraz, to praktycznie wszystko o czym wtedy marzyłam. Oczywiście, apetyt rośnie w miarę jedzenia i od tamtej pory pojawiło się w mojej głowie wiele nowych marzeń i aspiracji, ale zrozumiałam jak wielki krok do przodu zrobiłam przez te kilka lat. I jaką jestem szczęściarą mając to wszystko.

W weekend pojechaliśmy z P. i z N. i z dziadkami na mikołajkowe zakupy. Planowałam nie kupować niczego i odłożyć pieniądze na to przeznaczone, ale oczywiście mi się to nie udało. Mimo wszystko jestem zadowolona, bo kupiłam kilka rzeczy w naprawdę świetnych cenach. Zresztą, sami zobaczcie.

Cracow; Friday, November 14, 2014
Rainbow; Las; Sunday, November 16, 2014
Ciate from TK Maxx


piątek, listopada 14, 2014

Lost between Elvis and suicide, ever since the day we died. After Jesus and rock 'n' roll couldn’t save my immoral soul, well I’ve got nothing left to lose...

Znów czuję się źle. Źle ze sobą i źle ze swoim życiem. Siedzę na łóżku słuchając The Pretty Reckless (wiem, mało optymistycznie, ale uwierzcie, że mogło być gorzej) i zastanawiam się w czym leży problem. Niby wszystko jest dobrze. Jest ciężko, ale nie mogę powiedzieć, że sobie nie radzę. Na pozór radzę sobie ze wszystkim świetnie. Na pozór. Zgubiłam gdzieś w tej pogoni za szczęściem ten jasny punkt na horyzoncie do którego tak uparcie dążyłam. I nie wiem co powinnam zrobić ze swoim życiem.

Tak jakby wstawanie z łóżka miało jakikolwiek sens. Wolałabym spędzić resztę życia w pokoju, ale szczerze mówiąc jest mi to obojętne. I właśnie ta obojętność jest najstraszniejsza. Pozbyłam się marzeń, bo uważam siebie za zbyt mało wartą alby się łudzić, że moje marzenia mogłyby się spełnić. Tyle, że poza marzeniami nie zostało mi już nic. Tylko ta zimna obojętność.
















Chyba czasy księżniczek przepadły bezpowrotnie. A niczego innego nie potrzebuję teraz bardziej, niż bycia księżniczką. Choć przez chwilę.

środa, listopada 12, 2014

A my z harmonii i rozdźwięku, z niecierpliwości strun spragnionych, które od bólu łzami pękną pod gniewem rozpalonych dłoni.

Mam ponad tydzień luzu i tracę go na kompletnej bezczynności. No, może niezupełnie bezczynności, ale na pewno całkowitej bezproduktywności. Marzyłam od dawna, żeby mieć w końcu trochę czasu do spędzenia sam na sam z P. Tylko ja i On i bezproduktywność. Dostałam go sporo przez ten długi weekend, bo chyba oboje trochę sobie odpuściliśmy naukę, żeby nie zwariować. Zadowolona, ale nienasycona. Ciągle mi Go mało. Nie ważne, jak dużo czasu spędzamy razem, ja zawsze chcę więcej.

W sobotę pojechałam z tatą na małą wycieczkę do Kalisza, właściwie tylko po to, żeby mu potowarzyszyć w tej ośmiogodzinnej podróży tam i z powrotem. Straciłam przez to w sumie sobotę, ale nie żałuję, cieszę się, że spędziłam z nim dzień tak sama. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak było. Miałam też okazję poznać mojego kuzyna (wiem, dziwna rodzina, która się nie zna). Wieczorem pojechaliśmy wszyscy na imieniny wujka. Generalnie sobota przyniosła dużo śmiechu i czasu z rodziną.

środa, listopada 05, 2014

Your heart is unobtainable, even though Lord knows you kept mine.

Tak, wiem, że dawno nie pisałam. Czekałam tak długo na chwilę szczerości. Zazwyczaj nie lubię przyznawać się, że coś poszło czy idzie nie po mojej myśli, a ostatnio wiele rzeczy ma właśnie taki bieg. Zbyt wiele rzeczy.

Sam Smith skradł moje serce swoją piosenką. Przed chwilą wyszła ode mnie WM, która wpadła na jedno piwo w trakcie którego ja zdążyłam wypić trzy. Nie wiem czy to już alkoholizm, ale nie jestem w stanie zmierzyć się z jutrem na trzeźwo. Chyba powoli mnie to przerasta i mam ochotę już tylko płakać. Więc gdzie mam znaleźć siłę, aby dalej zmagać się ze światem?

P. śpi koło mnie. Jest chory. Wraca jutro do Oświęcimia. Kiedy on będzie leżał w łóżku i się kurował mnie czekają straszne zmagania z kolejnym dniem na studiach, wygórowanymi wymaganiami, mnóstwem zajęć i dodatkowo jeszcze samotnością. Czekam kto wybierze się ze mną do kina na nową wersję Draculi. Bardzo chciałabym ją zobaczyć pomimo ocen na filmwebie. Może w końcu wybiorę się do Czarnych, co będzie ciężką przeprawą, bo nie widziałam się z nimi od wakacji o co na pewno mają do mnie słuszny żal, a dodatkowo jestem pewna, że S., która ostatnimi czasy chyba często tam bywa dolała swoją część do tej szali goryczy. Ale brakuje mi ich i chciałabym utrzymać kontakt. Wiem, że wszyscy oceniają mnie przez swój pryzmat i nikt nie rozumie, że ja nawet na sen nie potrafię wygospodarować odpowiedniego czasu. I naprawdę, jestem cholernie zajęta. Nie byłam na randce w własnym facetem od nie wiem kiedy. Z moimi najlepszymi przyjaciółkami nie widziałam się od tygodni, nie wspominając nawet ostatniego spotkania z moją najbliższą kuzynką.

Cholernie mi się to nie podoba, ale nie mogę nic na to poradzić. Mogę tylko liczyć na to, że następny semestr będzie dla mnie bardziej łaskawy.

Oświęcim; Saturday, September 18, 2014
Góra Zborów; Sunday, September  19, 2014
So much chemistry; AGH, Cracow; Wednesday, October 5,  2014