wtorek, października 29, 2013

There's no one to call 'cause I'm just playing games with them all.

Nie dam się już nigdy więcej złamać. Zbyt wiele już przegrałam walk i zbyt wiele razy już walczyłam o to. Teraz już będę silna. Zawsze.

Pierwszy raz od bardzo dawna czuję jakąś siłę. Bywało lepiej i gorzej ale byłam pusta. Zupełnie pusta w środku. Dziś czuję się inaczej. To śmieszne, bo w gruncie rzeczy czuję się naprawdę źle. Czuję się nieszczęśliwa i niezadowolona ze swojego życia. Samotna. I nawet momentami kompletnie beznadziejna. Ale pierwszy raz od dawna czuję znów tą iskrę, która każe mi coś z tym zrobić. Ten szept w mojej głowie, który nie pozwala mi się poddać. Bez względu na to, ile razy przegram.

Zabieram się więc do roboty. Jogurt naturalny i 30 stron materiałów na jutrzejsze kolokwium z technologii i inżynierii chemicznej.

Kraków; Monday, October 28, 2013
Notes; Kraków; Tuesday, October 29, 2013
Lecture; Kraków; Tuesday, October 29, 2013

niedziela, października 27, 2013

You might think I'm crazy, that I'm lost and foolish leaving you behind. Maybe you're right.

Okropny dzień. Nienawidzę takich dni. Dni spędzonych w łóżku. Tylko ja i mój płacz. Ale takie dni zmieniają mnie. Dają mi siłę i każą po raz kolejny uczyć się na błędach.

Ile jeszcze razy wrócę do punktu wyjścia? Mam dość oczekiwań stawianych mi przez M. On ma prawo do tego, to mu się należy, jestem mu to winna. Nie. Dosyć tego. To, że tyle mi daje jest niczym jeśli żąda czegoś w zamian. Pomoc powinna być zawsze bezinteresowna, tylko wtedy jest coś warta. Nie jestem nikomu nic winna. I nikt nie ma prawa niczego ode mnie wymagać. Od dziś robię tylko to co chce i chcę być fair tylko wobec siebie.

Robię to, co ja uważam za słusznie, a nie inni. Bo ile jest ludzi tyle jest opinii na daną sprawę i ja pośród tych wszystkich wspaniałych rad zaczynam się zwyczajnie gubić. I zostawiam wszystkich za sobą. Idę sama i zobaczę kto zostanie przy mnie. Bo doszłam do tego parszywego momentu, w którym tylko sobie mogę zaufać i tylko siebie mogę posłuchać.

Wszyscy zostali w tyle. Muszę nauczyć się żyć po swojemu. W zgodzie ze sobą. Przestać się miotać, bo to bez sensu. Nie dam już nikomu wlać ani kropli jadu w mój umysł. Robiłam to zbyt długo.


Kraków; Friday, October 25, 2013

wtorek, października 22, 2013

There's not a time for being younger and all my friends are enemies. And if I cried unto my mother... No she wasn't there for me.

"Under the water" to moja piosenka na ostatnie dni. Wszystko idzie nie tak. Nie śpię, nie jem, staram się na nowo ułożyć sobie życie, ale wszystko czego dotknę po prostu się sypie... Nie potrafię już nic zrobić ze sobą.

Spędzam dwie godziny nad sprawozdaniem po czym mój laptop go kasuje i muszę pisać od nowa. Kładę się spać po zajęciach bo nie przespałam kolejnej nocy i sąsiad wierci coś za ścianą. Wylewam kawę na siebie tuż przed wyjściem. Zawalam niezapowiedzianego kolosa z biochemii. Kłócę się śmiertelnie z mamą o moją siostrę. Tabletki zawirowały mi organizm i doświadczam skutków ubocznych ich brania. Wszyscy, których miałam za przyjaciół lub bliskich znajomych okazali się nie odwzajemniać mojego podejścia do znajomości. Wszystko jest nie tak.

Wspomnienia nadal kołują. Staram się to wyłączyć, robię się obojętna na wszystko, ale wciąż nie potrafię zapomnieć. Ból zelżał. Ale zelżała też miłość, współczucie, ambicja, empatia, wszystko. Wszystkie uczucia tłamszę coraz bardziej. I mam nadzieję, że w końcu znikną. Przestanę czuć w ogóle.

Kładę się do łóżka z nadzieję, że w końcu będzie lepiej, kiedy znów się obudzę po kilkugodzinnej drzemce. Ale nie jest lepiej. Spadam i spadam, ale dna wciąż nie widać. Nie ma się od czego odbić.

Kraków; Tuesday, October 22, 2013

poniedziałek, października 21, 2013

God help me keep me moving somehow, don't let me start wishing I was with him now.

To mój 100. post na tym blogu, więc chyba powinnam zrobić jakieś podsumowanie tych stu ostatnich wpisów. Nie będzie to niestety nic miłego, bo mam dzisiaj okropny nastrój.

Staram się radzić sobie sama ze wszystkim, być naprawdę dzielna i twarda, ale chyba już dłużej nie potrafię. Dopóki musiałam walczyć z napływającymi wiadomościami od M. i dopóki adrenalina na widok wiadomości od niej utrzymywała się we mnie, radziłam sobie. Byłam wściekła, zraniona i złość dodawała mi siły. Było mi cholernie źle i cholernie bolało, ale ten ból właśnie dawał mi powód, aby zacisnąć pięści i nie dawać za wygraną.

Teraz został już tylko smutek. Nic mnie już nie boli, powoli wyłączyłam wszystkie emocje i uczucia, ale coś przecież musiało zostać. Nie można NIC nie czuć. Wiecie co zostało? Pustka. Pustka, która powoli wywołuje u mnie nienawiść do siebie samej. Nienawidzę tego i bardzo chcę to jakoś zastopować, ale prawda jest taka, że nie radzę sobie ze sobą. Zaczynam powoli się obwiniać za wszystko i to, że całe moje życie legło w gruzach zaczynam zwalać na siebie.

Może naprawdę nie zasługuję na to, żeby mnie kochano? Wyrzucam sobie teraz ile rzeczy mogłam zrobić inaczej, ale jaki to ma właściwie sens? Nie cofnę już czasu i gdybanie niczego nie zmieni w rzeczywistości, ale jednak szukam winnego. I nie wiedzieć czemu znalazłam go w sobie. Byłam głupia i jest mi wstyd przed samą sobą, że doprowadziłam do takiej katastrofy. Bo nawet jeśli nie zrobiłam nic złego, to pozwalałam żeby działy się złe rzeczy. Dawałam temu nieme przyzwolenie.

Bo czy nie jest tak, że ludzie traktują nas tak jak sami im na to pozwolimy? Pozwalałam traktować się jak śmiecia i tak się teraz właśnie czuję. I to, że jest mi teraz tak źle jest tylko i wyłącznie moją winą.

***

Zaczęłam pisać tego bloga ponad rok temu. Dlaczego? Czułam, że nie wiem czego chcę, co czuję i co dalej powinnam zrobić ze swoim życiem. Myślałam, że spisywanie gdzieś moich odczuć i przemyśleń pomoże mi uporządkować własny umysł. Czy pomogło? Nie wiem, ale nie żałuję żadnego z moich wpisów, nawet jeśli nie były zbyt mądre. Przede wszystkim były dla mnie.

Na dowód, że pewne rzeczy kłębiły się pomiędzy mną a M. już od dawien dawna przytaczam fragment mojej drugiej notki na tym blogu.

Jeśli ktoś raz mówi, że Cię kocha, a raz zachowuje się wobec Ciebie jak totalny dupek, to chyba sam nie wie czego chce. Prawdę mówiąc, wolałabym żeby się już zdecydował, bo coraz częściej dosięga mnie uczucie, że tylko tracę swój czas. Niemiłe.
27 września 2012 r.

Nadal nie wiem gdzie powinnam iść, ale wiem już że powinnam zmądrzeć. Przestać czuć. Bo uczucia nie zaprowadziły mnie do niczego dobrego.

No make-up; Kraków; Monday, October 21, 2013

czwartek, października 17, 2013

But will we sleep once I tell you what's hurting me?

Myślę, że nie jestem w stanie znieść już ani jednej rozmowy więcej. Przepraszam, ale to jest właśnie to, co muszę zrobić.

Dzisiaj rozmawialiśmy po raz ostatni z M. I nie chcę już nigdy więcej się złamać, bez względu na to jak bardzo będzie to bolało... Bez względu na to, jak będzie ciężko. Choćbym miała już nigdy w życiu nie być szczęśliwa...

Teraz już wiem, że tylko ranimy się nawzajem. Ja ranię jego, on mnie i oboje cierpimy. Nie może tak być dłużej. Nie chcę już ani jednej łzy więcej po żadnej ze stron. I będę wystarczająco silna, żeby przerwać to błędne koło. Wiem, że M. pewnie tego nie zrozumie... Uzna, że mam go gdzieś i nie dbam o nas. Ale jest przeciwnie. Kocham go i właśnie dlatego muszę odejść raz na zawsze z jego życia. Nie możemy być razem, a kolejne szanse tylko rozbudzają w nas na nowo nadzieję po to tylko aby w końcu brutalnie ją zgasić.

Nie chcę mieć jeszcze więcej wyrzutów sumienia, że Cię zraniłam, M. Mam nadzieję, że gdzieś pomiędzy tymi ranami chowasz te dobre wspomnienia, bo ja mam ich bardzo wiele. Wspomnienia, które chowam gdzieś głęboko i których pewnie nie zapomnę już do końca życia. Ale są już przeszłością i żadne starania z naszej strony nie przywrócą ich do życia.

Przepraszam. To jest właśnie to, co muszę zrobić.

Kraków; Thursday, October 17, 2013


środa, października 16, 2013

And that place was empty like the hole that was left in me. Like we were nothing at all.

Czuję się dziwnie. Udaję, że wszystko jest w porządku, ale wcale nie czuję, żeby było. Z drugiej strony już tak długo to trwa, że nie mogę ciągle trwać w smutku i żalu, bo bym zwyczajnie oszalała. Staram się skupiać na sobie i swoim życiu, żeby nie myśleć. Nie myśleć o złych rzeczach.

Byłam z N. na zakupach w niedzielę. Cudny dzień. Potem znów studia, spanie, jedzenie. Mijają godziny i dni ale nadal to nie zmierza donikąd. Brak mi celu. Nie widzę nic na horyzoncie i to mnie zniechęca do walki o cokolwiek. Nawet o siebie.

Kraków; Saturday, October 12, 2013
Miss Dior; Kraków; Wednesday, October 2, 2013
New skirt; Kraków; Wednesday, October 16, 2013

czwartek, października 10, 2013

I będzie tak, jakby Cię nigdy nie było. Jakby mnie nigdy nie było.

Jak bardzo może się zniszczyć życie?

Bardzo. Zwłaszcza, jeśli wpuścisz kogoś tak blisko, do samego środka jak ja wpuściłam M. Zaufałam. Sparzyłam. Teraz czas zapłacić za to, że się komuś tak bardzo zaufało...

Myśli jak zdjęcia krążą po mojej głowie. Nie chcą wypłynąć razem z łzami.

Czy kiedykolwiek się pozbieram?

piątek, października 04, 2013

Don’t be mad once you see that he want it. If you liked it then you should a put a ring on it.

Beyoncé jak zawsze po mojej stronie. To był dobry tydzień. Zaczął się bardzo źle, skończy się bardzo dobrze. Ale każda zła chwila coś nam przecież daje. Czegoś uczy i zawsze coś zmienia. Czy zmieniłam moje podejście? Nie wiem. Ale na pewno pogodziłam się znów ze sobą.

Dobrze mi się mieszka na nowym mieszkaniu. Dobrze mi się mieszka na Ruczaju. Naprawdę lubię mieć tak blisko na zajęcia, nawet jeśli do centrum muszę jechać te 20-30 minut. Już nie trzeba wstawać o 5 rano i w zimnie gnać przez całe miasto na uczelnię. Nareszcie można się wyspać, można przyjść w przerwie na obiad i można się wrócić po coś jeśli się zapomniało czegoś ważnego. Lubię to.

Weekend zapowiada się ciekawie. Przyjeżdża do mnie N. Nie może być chyba źle, jeśli spędzamy razem weekend w Krakowie. Nie mam na razie nauki praktycznie, więc skupiam się na sobie. Czuję się znów świetnie.

Zapomniałam już ja to jest być tak wysoko.

Kraków; Friday, October 4, 2013

Me & N; Oświęcim, Saturday, August 31, 2013

wtorek, października 01, 2013

Can’t you see it’s we who own the night? Can’t you see it we who bout’ that life? And we can’t stop.

Po imprezie u L. Dostałam cudny prezent na urodziny i naprawdę dobrze się bawiłam. Stęskniłam się za nimi. Nawet nie wiedziałam jak bardzo. W gruncie rzeczy cieszę się, że wróciłam do Krakowa. Nawet jeśli będzie ciężko i pomimo tego, że mieszkam z S. i H. Myślę, że będzie dobrze. Nie może być inaczej.

Weekend zapowiada się świetnie. Przyjeżdża do mnie N. i mam zamiar wykorzystać ten czas w 100%. Brakuje mi jej tutaj. Wolałabym, żeby chodziła do tego liceum do Krakowa i zamieszkała ze mną. I dla niej i dla mnie bym wolała. Chyba ten rodzaj najlepszej przyjaciółki jest na zawsze, prawda?

Czasem aż mnie boli jak bardzo S. się zmieniła, wiecie? To tak a propos przyjaciółek. Czasem ma takie przebłyski, że zachowuje się jak ta dawna S., z którą byłam tak blisko... A za chwilę znów jest jakby kimś zupełnie innym. Czy naprawdę ludzie mogą się tak zmieniać? Czy tylko przybierają różne maski, a za nimi ciągle są tacy sami?

Zastanawiam się nad tym, bo nadal się w sobie nie odnalazłam i zaczynam wątpić, czy kiedykolwiek to nastąpi. Zbyt wiele sprzecznych emocji i myśli we mnie krąży. Które są tak naprawdę moje? Które z nich są prawdziwe?

Kraków; Tuesday, October 1, 2013

My b'day gift; Tuesday, October 1, 2013