wtorek, października 01, 2013

Can’t you see it’s we who own the night? Can’t you see it we who bout’ that life? And we can’t stop.

Po imprezie u L. Dostałam cudny prezent na urodziny i naprawdę dobrze się bawiłam. Stęskniłam się za nimi. Nawet nie wiedziałam jak bardzo. W gruncie rzeczy cieszę się, że wróciłam do Krakowa. Nawet jeśli będzie ciężko i pomimo tego, że mieszkam z S. i H. Myślę, że będzie dobrze. Nie może być inaczej.

Weekend zapowiada się świetnie. Przyjeżdża do mnie N. i mam zamiar wykorzystać ten czas w 100%. Brakuje mi jej tutaj. Wolałabym, żeby chodziła do tego liceum do Krakowa i zamieszkała ze mną. I dla niej i dla mnie bym wolała. Chyba ten rodzaj najlepszej przyjaciółki jest na zawsze, prawda?

Czasem aż mnie boli jak bardzo S. się zmieniła, wiecie? To tak a propos przyjaciółek. Czasem ma takie przebłyski, że zachowuje się jak ta dawna S., z którą byłam tak blisko... A za chwilę znów jest jakby kimś zupełnie innym. Czy naprawdę ludzie mogą się tak zmieniać? Czy tylko przybierają różne maski, a za nimi ciągle są tacy sami?

Zastanawiam się nad tym, bo nadal się w sobie nie odnalazłam i zaczynam wątpić, czy kiedykolwiek to nastąpi. Zbyt wiele sprzecznych emocji i myśli we mnie krąży. Które są tak naprawdę moje? Które z nich są prawdziwe?

Kraków; Tuesday, October 1, 2013

My b'day gift; Tuesday, October 1, 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz