czwartek, grudnia 27, 2012

I know it’s long gone and that magic’s not here no more.


Rozczarowanie. Otępienie. Deszcz.

Nie lubię tego stanu. Po raz kolejny wszystko jest nie tak, jak tego bym chciała. Ze mną, z M., ze wszystkimi. Może naprawdę to moja wina? Może po prostu jestem głupia i pojebana i on zasługuje na coś lepszego, niż to… Coraz częściej przemyka mi przez myśl to gorzkie stwierdzenie, że nie pasujemy do siebie. Coraz częściej czuję tą bolesną bezsilność, kiedy wiem, że nie potrafię być tym, kim on chce, żebym była. Nie umiem dać mu tego, czego oczekuje.

Jak wyznaje mi miłości nigdy nie patrzy mi w oczy. W ogóle unika mówienia mi tego. Rzadko jest dla mnie naprawdę miły, prawie wcale nie zachowuje się jak gentelman w stosunku do mnie… Woli napisać do S. w środku nocy czy śpi, niż do mnie. Nic mu we mnie nie pasuje, ciągle się kłócimy. Jak zaprasza mnie do siebie, to siedzi na komputerze, tv albo gra na keyboardzie zamiast spędzić ze mną trochę czasu…

Przeprasza. Patrzy na mnie tymi piwnymi oczami dla których odsprzedałabym duszę i już wie, że nie musi nic więcej. I poddaję się zawsze już po samym spojrzeniu, a nawet jak usiłuję być wytrwała, to całuje mnie w szyję, dokładnie tak jak lubię i przez moment jest dla mnie miły i już jest po sprawie. Zawsze jest. Ale mija kilka minut i znów zachowuje się jak zawsze. Ile razy jeszcze przeżyjemy tą historię? Potrzebuję zmienić jej zakończenie.

Nie wiem już sama czy to ja jestem tak beznadziejnie nudna i beznadziejna, czy on po prostu pragnie kogoś innego… Nie wiem nawet którą opcję bym wolała.

Kraków; Thursday, December 27, 2012

wtorek, grudnia 25, 2012

Too young, too dumb to realize.

Wszyscy są mną rozczarowani.

Nie mam swojego miejsca na świecie. Nie mam miejsca, w którym byłabym kochana... Nie mam już dalej dokąd pójść.

Chyba najgorsza Wigilia w moim życiu, chociaż już przecież bywały nie najlepsze. Dużo łez... Rozmazany makijaż... Masa bolesnych myśli.

On nigdy nie będzie Cię kochał tak, jak S. Nie potrafisz być taką osobą.

Oni nigdy nie będą dumni z tego, kim jesteś. Nie potrafisz być taką osobą.

Może... po prostu nie zasługuję na bycie kochaną... Nie pasuję do Jego świata. Nie pasuję do Ich świata. Światu byłoby lepiej beze mnie...

Wiesz jak to jest być pomyłką wszystkich ważnych dla Ciebie osób? Życzę Ci, abyś się nigdy o tym nie przekonał....

TGV, France; Thursday, June 2, 2011

piątek, grudnia 21, 2012

Can I be? Was I there?

Dziś zrobiłam krótki przegląd swojego życia. Dość bolesny.

Nie wiem, czy to z okazji końca świata czy po prostu z nudów. A może poczułam potrzebę rozliczenia się ze wszystkiego. Sceny z przeszłości wyglądają jak sceny z filmu. Zupełnie jakbym to nie ja w nich uczestniczyła. Kim była ta dziewczyna?

Tyle rzeczy... Nie chodzi o żal. Nie żałuję niczego, nawet błędów, które popełniłam, bo czegoś mnie one nauczyły. Sprawiły, że teraz jestem właśnie taka, jaka jestem. Chodzi o pogodzenie się ze sobą. Zrozumienie kim się jest.

do końca wieloznaczna -
kim jesteś?
Adrienne Rich, "Jestem w niebezpieczeństwie, wie pan?"

Kim więc jestem? Ta dziewczyna z przeszłości wcale mnie nie przypomina, i nie mam tu na myśli wyglądu. Czy ona była mną? Czy ja jestem sobą? Czy obie mną jesteśmy? To zabawne, jak czasem długo nie myślimy o pewnych rzeczach i wydaje się, że to już minęło. I nagle jedno słowo czy obraz sprowadza lawinę wspomnień. Zalewającą nas palącym żarem lawinę wdzierającą się prosto do serca. Nie sądzę, aby to kiedykolwiek minęło.

Uczymy się żyć z pewnymi rzeczami. Niektóre wspomnienia potrafimy zepchnąć na samo dno pamięci, gdzie leżą w ciemnym rogu w zakurzonej skrzynce, do której nie chcemy się nawet zbliżać. Ale to nie znaczy wcale, że ich tam nie ma. Zawsze już będą.

Nie wiem kim jestem.

Brzezinka; Sunday, April 8, 2012

poniedziałek, grudnia 17, 2012

But I turn back when I see where you go...

Pragnę Świąt bardziej, niż kiedykolwiek.

Jest mi ciężko. Czasem nawet przestaję dawać sobie z tym radę, co wpływa na moje relacje z wszystkimi naokoło. Pragnę spokoju. Ciepła. Chciałabym, żeby ktoś się mną zaopiekował. Żeby ktoś zrozumiał jak wielka to jest presja. Żeby ktoś mnie przytulił.

Ktoś? M.

Czuję, że nie zaliczę jutro tego gleboznawstwa. Nie jestem w stanie się już skupić na niczym. Boże, dziewczyno, weź się w końcu w garść! Nie mam już sił. To je znajdź. I rób, to co trzeba. Tak, to chwila, aby zrobić to, co trzeba.

To, co trzeba.

Las; Friday, December 30, 2011

niedziela, grudnia 16, 2012

Oblivion is calling out your name.

Jest... dziwnie.

Nie wiem, czy coś się zmieniło w M., ale na pewno zmieniło się we mnie. Chcę, żeby to wyglądało inaczej. Biorę się za niego, czy mu się to podoba czy nie. Mam tylko nadzieję, że temu sprosta...

Cholera, chcę z nim być. Chcę bardzo z nim być. Chcę tylko z nim być. Może to głupie, ale potrzebuję ciągłego pokazywania mi, że mnie kocha. Miłość przemija i chcę mieć pewność, że jestem dla niego tak samo ważna, jak on dla mnie. Bo nawet jeśli czasem jestem wredną suką, to strasznie mi na nim zależy.

Chciałabym mieć więcej czasu dla siebie. Po prostu usiąść u dziadziusia w pokoju i powdychać zapach książek. Napić się herbaty i pogadać chwilę o historii. Potem dać mu buziaka w policzek i wyjść z nową siłą mierzyć się ze światem. Potrzebuję tego. Potrzebuję też pogadania z babcią. Trochę poirytowania, kiedy usiłuje mnie zanalizować psychologicznie i tego niesamowitego zrozumienia.

Chciałabym położyć się M. na ramieniu i tak zasnąć... Nie lubię spać bez niego. Nie lubię żyć bez niego.

Bobolice; Sunday, September 23, 2012

piątek, grudnia 14, 2012

You know I gave you the world, you had me in the palm of your hand, so why your love went away?

M. chyba przeszło szaleństwo na moim punkcie. Przeszła mu chyba ta wielka miłość...

Nie wiem dlaczego tak jest. Nie wiem nawet co on do mnie czuje, bo daje mi dość sprzeczne sygnały. Sam nigdy nie mówi o tym i zachowuje się jakby... Jakby było mu wszystko jedno. Problem polega jednak na tym, że mi nie jest wszystko jedno. Chciałabym, żeby mnie kochał. On twierdzi, że tak jest, ale jego zachowanie i ogólna postawa wobec mnie średnio to potwierdzają.

Czuję się trochę załamana. Miałam od dziś zacząć bycie fantastyczną, ale jak na razie zbyt mnie to wszystko przytłacza. Jeśli M. nie weźmie się za siebie nie mamy żadnej przyszłości jako para. Żadnej. I tego akurat jestem pewna, ale pomimo moich usilnych próśb o ogarnięcie się, on nie wykazuje chęci do zmiany czegokolwiek.

Wiem dokładnie jak będzie, jeśli nic się nie zmieni. M. nie zda matury i nie pójdzie na żadne studia, albo pójdzie na tak gówniane studia, że równie dobrze mógłby nie iść na żadne. Nie pójdzie do pracy lub pójdzie dopiero jeśli sytuacja go zmusi, ale nie będzie miał zbytnich możliwości dojścia do czegokolwiek przez swoje znikome wykształcenie. Nie chodzi nawet o pieniądze, bo te można zdobyć na wiele różnych sposobów. Ale nawet, jeśli M. je zdobędzie, to w niewłaściwy sposób. Pewnym jest natomiast że wraz z niezdaniem matury czy nie dostaniem się na jakieś dostatecznie dobre studia zaprzestanie jakiegokolwiek kształcenia się, więc przepaść między nami stanie się czarną dziurą. I nie ma w tym scenariuszu najmniejszej opcji, że będziemy razem, bo ten portret przedstawia dokładne przeciwieństwo mężczyzny, które chcę na męża i ojca swoich dzieci.

Jedyną nadzieją jest, że M. się zmieni. Ale to jak czekanie na deszcz na pustyni... A czekam już długo.

Amboise, France; Tuesday, May 31, 2011

wtorek, grudnia 11, 2012

Drinking old cheap bottles of wine, sit talking up all night, saying things we haven't for a while.

Nie miałam neta.

Dużo roboty, dużo nauki i dużo miłości.

Szczerze mówiąc, gdyby nie M. siedziałabym teraz rozhisteryzowana nad pracami z hydrologii i książką od mikrobiologii. W rzeczywistości siedzę nad pracami z hydrologii i książką od mikrobiologii, ale uśmiechnięta. I mam ten zaszczyt zerkania co chwilę na M. piszącego swój referat. Od razu nauka lepiej idzie. A i relaksujący seks w przerwie też nie zaszkodzi.

Nie wyobrażam sobie nas osobno. Nie chcę żyć osobno. Z drugiej jednak strony nie jestem pewna, czy M. faktycznie chce stworzyć ze mną poważny związek. A w każdym razie tak poważny, jak ja tego oczekuję. Nie mam pojęcia czy traktuje mnie w kategoriach kogoś, z kim spędzi resztę życia. Co zrobię, jeśli tak nie jest?

Zlewnia, hydroizobaty, płatki z mlekiem i test na koagulazę.

Lubię swoje życie. A przynajmniej dopóki On jest ze mną.

Oświęcim; Saturday, December 1, 2012

czwartek, grudnia 06, 2012

Hold on to me as we go. Just know you're not alone.

Zmarł dziadek M.

Nie chcę o tym pisać, bo ciężko byłoby mi to wyrazić w słowach. Nie jestem też odpowiednią osobą, aby wypowiadać się o tym teraz. Jedyne czego pragnę w tym momencie, to pomóc M. jak tylko będę mogła.

Ostatnie dni skłoniły nas do wielu nowych refleksji. Świat z pozoru wygląda tak samo, ale dla mnie bardzo się zmienił. M. bardzo się zmienił. Może trochę wydoroślał? Z jednej strony, to dobrze, bo powinien być mężczyzną, ale z drugiej wolałabym, aby nie uczyły go tego takie przeżycia. Dla mnie ten tydzień pokazał tylko jeszcze bardziej jak silna jest nasza miłość.

W trudnych chwilach. W przyjemnych chwilach. Zawsze.

Ten tydzień przyniósł ze sobą jeszcze jedną rzecz. Przyjemną, nie związaną zupełnie z pierwszą. Ostatnie dni były dniami św. Mikołaja, bo każde z nas dostało miły prezent. Tzn, mam nadzieję, że miły, bo w głowie M. nie siedzę, ale wyglądał na zadowolonego. Mój prezent nie był tak oczywisty, ale chyba wspanialszy.

Zmienia mi się myślenie i przeraża mnie to. Myślę o dzieciach. Myślę o ślubie. Myślę o własnym domu. Nagle zapragnęłam zobowiązań i powagi. To nie tak, że chcę już wyjść za mąż, bo przecież jesteśmy młodzi i nie powinniśmy tego ot tak zaprzepaścić. Bo przecież mamy jeszcze tyle czasu na to. Ale ten tydzień pokazał, że nigdy nie wiemy ile mamy czasu... Może dożyjemy wspólnie ponad 90 lat, jak dziadek Maćka, a może nie dożyjemy nawet trzydziestki. Każdy ma swoją świeczkę, jak mówi moja mama. Mam tylko nadzieję, że kiedyś wszyscy spotkamy się po drugiej stronie i nie będzie już więcej pożegnań.

Nigdy.

Kraków; Thursday, December 6, 2012

wtorek, grudnia 04, 2012

If you get lost, you can always be found.

Moje uczucia wróciły do błogiego stanu sprzed kłótni z M. Mogę odetchnąć głęboko i powiedzieć, że go kocham.

Miłość odgania strach z moich myśli. Miłość napełnia mnie odwagą i wiarą, że wszystko się uda. Miłość ma jego imię. Mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam żyć osobno. Bo nawet jeśli M. nie jest najprzystojniejszym mężczyzną na Ziemi ani najmądrzejszym, ani najsilniejszym... Ma coś, czego nie ma nikt inny. Jest moją bratnią duszą...

Ten tydzień wydawał się taki okropny jeszcze w niedzielę. Jednak nie taki diabeł straszny. Radzę sobie.

Mój dom jest tam, gdzie Ty jesteś. I tam jest moje szczęście.

Niagara Falls, Canada; Saturday, September 1, 2012

niedziela, grudnia 02, 2012

The day we met frozen.

Wiem. Czasem jest ciężko. Czasem jest tak cholernie ciężko, że aż czujesz, że trzeba to skończyć, że tak się nie da. Wydaje Ci się, że już dłużej tego nie zniesiesz, że już gorzej być nie może.

Wtedy przemyka mi przed oczami wyobraźni kilka scen. Kilka stop klatek. Nasza pierwsza randka. Nasz pierwszy pocałunek. Nasz pierwszy raz. My całujący się w deszczu w bramie na Kleparzu. Siedzący na plantach. My tarzający się w śniegu. My nad Niagarą. My tańczący do Aerosmith. Zaczynam słyszeć w uszach cicho grającą naszą piosenkę. I słyszę jego szept, że mnie kocha. Czuję jego zapach, i prawie już czuję jego ramię pod policzkiem. I mogę przysiąc, że czuję ten dotyk jego dłoni na moich plecach. I wtedy widzę go stojącego w garniturze pod ołtarzem i mam w oczach już tyle łez, że przestaję widzieć cokolwiek.

I wtedy wiem, że nie mogę tego zakończyć. Wtedy wiem, że to właśnie M. jest moją bratnią duszą...

I może nie jestem jeszcze tak pewna, czy uda nam się przetrwać i być z sobą na zawsze, bo wiem, że będzie jeszcze dużo przeszkód na naszej drodze. Ale wiem, że jest o co walczyć. Wiem, że będę o nas walczyć.

Babice; Sunday, November 18, 2012

I could've loved you all my life if you hadn't left me waiting in the cold.

Chyba to koniec bajki...

Siedzę na łóżku w pokoju rodziców. Zasłony zasłonięte. Pies siedzi pod łóżkiem patrzą na mnie z litością. Koc zawalony mokrymi chusteczkami. Plamy łez na kołdrze.

Powiedziałeś, że mnie kochasz, a nawet nie masz ochoty ze mną rozmawiać. Powiedziałeś, że mnie nie zawiedziesz, a nie chce Ci się nawet przeprosić, za to że tak dałeś ciała wczoraj wieczorem. Nie chcesz nawet przyznać, że to Twoja wina tylko zwalasz wszystko na mnie.

Powiedziałeś, że nie pozwolisz nikomu mnie skrzywdzić, a sam robisz to najbardziej.

Nie wierzę już w te wszystkie głupie słowa o miłości, bo nie są nic warte. Bo jeśli miłość właśnie tak wygląda, to nie chcę nigdy być kochana.... A Tobie, M., zależy tylko i wyłącznie na sobie...

Grojec; Friday, December 30, 2011

piątek, listopada 30, 2012

All that I know is I don't know how to be something you miss

Wiedziałam, że jak powiem na głos, że jest dobrze, to wszystko się spieprzy. Po prostu wiedziałam.

Z M. już nie jest tak cudownie jak było. Znów kłócimy się co chwilę. On jest niedojrzały, ja jestem zazdrosna. Nie możemy się dogadać. Frustracja narasta i chyba nic dobrego z tego nie będzie.On twierdzi, że mnie kocha. Ja twierdzę, że wolałby lepszą dziewczynę. On uważa, że jest dla mnie za głupi. Ja uważam, że jestem za brzydka dla niego. I nic nie pasuje.

Rozsypana układanka.

Z rodziną jest dobrze. Nawet przez chwilę poczułam się jak w domu. Babcia jest cudowna i sprawia, że wszystko inne również staje się cudowne. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie bez niej i dziadziusia. Są fantastyczni. Może przez nich jestem taką wyrafinowaną księżniczką, ale nie mam im tego za złe. Nawet jeśli czasem ciężko się z tym żyje. Ale, z drugiej strony, jak mogłabym być inna, jeśli oni ścielą mi płatki kwiatów pod stopy? Jak mogłabym ich nie kochać?

Zdałam egzamin z promieniowania!

M. uważa, że tu kłamię. Mama uważa, że udaję. Cóż, przecież wiedzą lepiej ode mnie kim jestem, prawda?

Kraków; Sunday, May 13, 2012

środa, listopada 28, 2012

Tomorrow becomes a new day and everything you do matters in some way.

Aż boję się powiedzieć to na głos, żeby czegoś nie zepsuć, ale... Jest cudownie.

Jest cudownie między mną, a M. Wszystko wróciło do porządku, a nawet więcej. Jest wspaniale, jest tak jak zawsze być powinno. Jestem szczęśliwa z nim i wiem, że on też jest szczęśliwy ze mną.

Jest cudownie w domu. No.. może nie cudownie, ale lepiej. A w każdym razie lepiej pomiędzy mną, a rodzicami a z tym tak naprawdę zawsze był problem. Moi rodzice za to nie bardzo dogadują się między sobą, ale za parę dni powinno im przejść. Ważne natomiast, że pierwszy raz od wieków, a może i od zawsze, czuję się doceniana. Czuję się kochana. W domu.

Jest cudownie na uczelni. No to też jest gruba przesada, ale jest okey. Bałam się powrotu na studia po chorobie, ale nawet jakoś mi to poszło. Co prawda nie całkiem jeszcze wróciłam, ale pierwszy egzamin mi poszedł i to nastraja mnie pozytywnie na przyszłość. Zobaczymy jak mi jutro pójdą laboratoria. I czy w ogóle pójdą.

Babice; Friday, May 4, 2012

sobota, listopada 24, 2012

Far far away no voices sounding, no choices passing, no time confounds me.

Ile warte jest Twoje zdanie? Czy każdy człowiek na prawo do własnego zdania? Nie w moim domu.

Biorąc prysznic wyobrażałam sobie, że rozmawiam z S. Jest teraz w Polsce, ale wydaje się być równie odległa, jak kiedy była w Moskwie. Często się na tym łapię. Kiedy jest mi źle albo mam jakiś problem mówię do mojej niewidzialnej przyjaciółki, która w rzeczywistości jest bardzo daleko.

Powiedziałabym jej jak bardzo jest mi źle. Powiedziałabym, że chcę odejść z domu, ale zwyczajnie nie mam dokąd pójść. Wtedy wyobraziłam sobie jak mówi, że przecież mieszkam w Krakowie i w sumie nie jestem już w domu tak często. Ja odpowiedziałabym, że dopóki jestem uzależniona finansowo od rodziców, to mają nade mną władzę i jestem w dużej mierze związana z domem. I że nie lubię tego, bo jest mi tu źle. W moich wyobrażeniach S. pyta wtedy czy nie mogłabym się przenieść na jakiś czas do M. Ma zmartwioną minę i marszczy brwi, a może nawet się o mnie martwi. Ja tłumaczę, że nie mogę mieszać do tego M, bo nie zrozumie tego. I wtedy muszę już wyjść spod prysznica, bo tata zrobi awanturę, że zużywam za dużo wody, zupełnie jakby nie było nas na to stać.

Jutro się spotkamy, ale nic takiego się nie wydarzy. Porozmawiamy o głupotach i żadna z nas nie wyciągnie na wierzch prawdziwych problemów, które gdzieś tam drzemią. Ale może właśnie na tym to polega?

Myślę nad rzeczami, o których dawniej myślałam jako o oczywistych. Sądziłam, że wszyscy się mylą, że tak naprawdę jestem silną osobą, a oni po prostu nie wiedzą przez co przechodzę. Ale czy naprawdę tak jest? Teraz czuję się słaba jak nigdy wcześniej. Bezsilna. Uważałam, że dojdę do czegoś w życiu, że jestem wyjątkowa. Teraz wcale tak nie myślę.

Mówią, że M. i jego rodzina wyprali mi mózg. Moje subiektywne zdanie jest takie, że to oni prali mi mózg całe życie. Wmawiali mi, że to, jaka jestem jest nic nie warte. Mówili, że muszę się zmienić, żeby coś osiągnąć w życiu, bo tylko takich jak oni na to stać. Wpierali, że jestem słaba, że z niczym nie dam sobie rady. Usiłowali wpoić mi własne zdanie, abym przyjęła je bez gadania i powielała ich życie pozbywszy się błędów.

Mój wyprany mózg mimo wszystko chce być sobą i żyć po swojemu. I bycie sobą, to nie jest nic złego. Nawet jeśli jest się słabą, nieporadną i mało sprytną osobą.

Kraków; Monday, November 5, 2012

piątek, listopada 23, 2012

Między tobą a mną zieje przepaść

Sama już nie wiem czego chcę. Chcę żyć z M.? Chcę żyć bez M.?

Kocham go i chciałabym z nim być, ale z drugiej strony mam świadomość tego, że my zwyczajnie nie pasujemy do siebie. I każdy to mówi, ale ja uparcie wierzę w ten związek i trwam, żeby to przetrwało. Ale czy to ma jakiś sens? Oboje dobrze wiemy, że prędzej czy później się rozejdziemy. Może lepiej wcześniej?

Jest niedojrzały. Egoistyczny. Rozpieszczony. Chamski. Niewychowany. Ordynarny. Leniwy. Złośliwy. Dziecinny. Niesłowny.

Jest czuły. Romantyczny. Spontaniczny. Sympatyczny. Towarzyski. Ambitny. Sprytny. Kreatywny. Przystojny. Ma poczucie humoru.

Co jest ważniejsze? Aby mieć w mężczyźnie oparcie, czy móc się z nim dobrze bawić? Ważniejsze jest, żeby mieć kogoś, kto Cię obroni kiedy jesteś bezbronna, czy kogoś z kim pójdziesz na imprezę?

Chcę mieć coś dla siebie.

Zator; Monday, September 10, 2012

I found a place, where we can boogie.

Okey. Po tygodniu agonii znów wracam do żywych. Jeszcze trochę mnie dusi kaszel, ale nigdy nie czułam się zdrowsza. Trzeba wziąć się w garść i złapać to życie, zanim całkiem przeleci mi przez palce.

W środę egzamin, a ja jeszcze nawet nie spojrzałam do notatek. Fantastycznie, mała. Co gorsza, nie będę mogła tego zrobić aż do poniedziałku co nie nastraja zbyt pozytywnie, bo trzeba będzie się nieźle wziąć za siebie. Ale damy radę. Zawsze dajemy. Rodzice wracają dziś w nocy. I w sumie ważniejsze dla mnie w tej chwili są domowe uroczystości związane z urodzinami mamy niż egzamin z promieniowania jonizującego.

Jeśli ta siła nie zniknie gdzieś po drodze, to wszystko będzie dobrze.

Plan jest taki:
1. Wziąć się w garść
2. Zrobić z siebie znów człowieka
3. Wziąć się do roboty nad studiami

Proste.

Koroni, Greece; Wednesday, June 16, 2010

niedziela, listopada 11, 2012

Let the sky fall when it crumbles

Jest znów lepiej.

Zmieniłam trochę swoje podejście. M. teraz naprawdę się stara i chyba to jest powodem poprawy naszych relacji, ale ja teraz pracuję nad sobą. Uczę się żyć na własną rękę. Może byłam od niego zbyt uzależniona... Nie chcę, żeby całe moje życie zależało od niego dopóki nie jest gotowy na wzięcie tego na klatę jak mężczyzna. A na razie nie jest.

Czuję znów siłę. Niesamowitą. I pewność siebie.

Wolałabym, aby to pozostało niezachwiane.

Kraków; Wednesday, November 7, 2012

sobota, listopada 03, 2012

Don't you remember the reason you loved me before?

Wszystko posypało się jak domek z kart. Cały mój świat.

Mam ochotę położyć się do łóżka i płakać do końca życia, a świadomość, że nie mogę tego zrobić tylko pogarsza to, jak się czuję. Dla M. wszystko jest ważniejsze niż ja i doszło to do takiego momentu, kiedy nie mogę przejść obok tego obojętnie. Nawet jeśli mam przepłakać resztę życia... Nie mogę tego tak zostawić.

Wszystko jest trudne. Chciałabym poczuć trochę miłości i zainteresowania z jego strony, ale on wydaje się mieć dużo innych rzeczy do robienia niż zajmowanie się mną. Nie spędzamy już czasu razem, bo czy włóczenie mnie po swoich kumplach, imprezach i koncertach jest tak naprawdę spędzaniem czasu we dwoje? Nie pamiętam kiedy ostatni raz spędziliśmy czas sam na sam... Tylko seks i do kumpli.

Jak powinnam się czuć?

Milkowo; Friday, August 6, 2010

poniedziałek, października 29, 2012

Going back to the corner where I first saw you

Jest dobrze. Może to wizja nadchodzącego odpoczynku, a może ten błogi spokój i upojenie w naszym związku z M., ale jest cudnie. Pogoda nie poprawia nastroju, a w każdym razie nie wtedy, kiedy pół godziny stoję na przystanku i trzeci z kolei autobus nie przyjeżdża, ale przez okno wygląda pięknie. Aż mam ochotę rozłożyć choinkę i zaśpiewać "All I want for Christmas...".

Uwielbiam ten spokój. Czuję się jakby nic nie mogło wyprowadzić mnie z równowagi. Pobudka o 5 rano? Kolokwium z czegokolwiek? Spóźniony autobus? Jestem ponad to.

Z M. jest coraz lepiej i jeszcze lepiej. Nie spodziewałam się tego. Oczywiście, nie może być tak idealnie i czasem są chwile kiedy się kłócimy, ale są rzadziej. I nie mają większego znaczenia, bo szybko się godzimy i znów jest dobrze. Racjonalne myślenie wyłączyłam. Kocham go. I to nie jest racjonalne.

Ze znajomymi też zaczyna się układać. Dużym postępem jest dla mnie sam fakt, że ich mam. Nareszcie istnieję. Na każdej płaszczyźnie jest jakiś sukces. Organizację swojego czasu też poprawiłam, może to też sprawia, że czuję się w swoim świecie taka spokojna i nic nie może nim zachwiać.

W czwartek M. zrobił mi cudowną niespodziankę, bo pojawił się na mojej imprezie. Niespodziewanie, jak to zwykle bywa w niespodziankach. Nie sądziłam, że zrobiłby coś takiego dla mnie i przyjechał na jeden wieczór do Krakowa tylko po to, żeby mi sprawić przyjemność. Miłe zaskoczenie. Kolejną przyjemną niespodzianką był prezent urodzinowy od wszystkich. Nadal jestem trochę w szoku. Bardzo przyjemne uczucie. Impreza była świetna - kolejny sukces. Nawet z tą policją.

Przeciszów; Saturday, March 17, 2012

środa, października 24, 2012

There's someone I've been missing

Czy się wszystko posypało? Nie. Nie jest już tak kolorowo, ale jest dobrze. Brakuje mi M. Wiem, że mam dużo roboty i on by się nudził, ale mimo wszystko czuję się samotna. Przeleciało nam przez palce kilka możliwości spotkania... Przeleciało? Może to złe określenie. M. nie lubi z czegoś rezygnować, żeby mnie zobaczyć. Inny system wartości.

Nie opuszcza mnie wiara, że ze wszystkim sobie poradzę. Nie mam pojęcia skąd taka myśl wzięła się w mojej głowie, ale nie chce z niej wyjść, nawet jeśli czasem jest zupełnie bezpodstawna. W sumie lepiej żyje mi się w tym przekonaniu. Łatwiej mi radzić sobie z tą samotnością, studiami i wszystkimi problemami, z którymi codziennie muszę toczyć bój. Zmęczenie...

Taka dzisiejsza refleksja. Pamiętam, kiedy byłam tą smutną dziewczynką, której nikt nigdzie nie zapraszał i z którą nikt nie chciał rozmawiać. Ludzie ukrywali przede mną, że gdzieś wychodzą i zawsze wstawali z ławki, kiedy siadałam obok. Jedyną rzeczą jakiej wtedy pragnęłam to być akceptowaną. Chciałam istnieć w społeczności. Teraz można powiedzieć, że jestem gdzieś na jej szczycie, bo teraz to ja jestem tą dziewczyną, która decyduje kogo zaprosić na fajną imprezę, a kto nie dostąpi tej przyjemności. Jestem dziewczyną, która unika ludzi, których nie lubi i nie kryje się z tym. Nie dyktuję co prawda nikomu warunków, bo uważam że każdy żyje na własnych, a ja nie mam wcale na celu bycie jak ta kultowa kapitan cheerleaderek, ale mimo wszystko czyjeś uczucia bywają w moich rękach i nie waham się wyrzucić ich do kosza. Czy to znaczy, że jestem bez serca?

Zastanawiam się jaka jest cena za bycie szczęśliwym. Bo gdybym miała oddać wrażliwość za spokojne noce bez płaczu to chyba nie zgodziłabym się na taki układ. Może to wygląda, jakbym była wariatką, ale widziałam rzeczy, których nie widzą inni. I nawet jeśli czasem sama na tym cierpiałam, to nie oddałabym tego daru. Taka po prostu jestem.

Kraków; Sunday, October 21, 2012

sobota, października 20, 2012

You belong with me

Jest cudownie. Wyszło słońce i cały optymizm wrócił. Ubiegła noc była magiczna, co tylko potęguje efekt. Dzisiejszy dzień niczym jej nie ustępuje - praktycznie cały spędziłam z dziadziusiem i muszę powiedzieć, że dawno nie czułam się taka szczęśliwa. Brakowało mi tego... Brakowało mi domu.

Ten tydzień w jakimś sensie pokazał mi, że potrafię uporać się ze wszystkim. Z nawałem nauki i obowiązków, utrzymaniem wszystkich ważnych znajomości, paniami w dziekanacie, zazdrosnym facetem, a nawet z tym wszystkim na raz. I chyba właśnie dlatego przestałam się bać. Bo bez względu na to, co przyniesie jutro wiem na ile mnie stać.

Już wiem jaki jest sens mojego życia na dzień dzisiejszy. Kiedyś myślałam, że nie ma sensu. Myślałam, że to nauka, przyszłość, M. czy różne inne rzeczy. Ale to nie prawda. Sensem są ludzie, u których potrafię wywołać uśmiech na twarzy. Sensem jest sprawianie, że są ze mnie dumni. Uszczęśliwianie tych kilku osób, które znaczą dla mnie więcej niż wszystko inne.

Kalamaki, Greece; Sunday, June 6, 2010

wtorek, października 16, 2012

I know you will make through alive

Nowy dzień, nowe spojrzenie. Chciałabym, żeby wszystko było idealne, ale zwyczajnie brakuje mi sił, żeby sprawić, aby tak było. Pewne rzeczy trzeba odpuścić. Nie warto za wszystkim tak gonić.

Nie potrafię się ostatnio zorganizować, a na tym właśnie opiera się cała moja siła. Na organizacji. Jak człowiek wie, co ma robić to zawsze jest jakoś prościej. To do mnie niepodobne, ale ostatnimi czasy ciągle zaczynam po kilka rzeczy na raz i żadnej nie kończę. Trzeba będzie nad tym popracować.

Łapie zmęczenie. Tyle jeszcze chciałabym zrobić, ale oczy same mi się zamykają. Mój związek z M. chyba wraca do poprzedniego stanu... On nie bardzo ma czas dzwonić, bo gra i ogląda seriale i denerwuje go, że ciągle piszę. A ja jestem już tym zmęczona. Może dlatego, że odkryłam ludzi, którzy widzą we mnie coś więcej. I, że są ludzie, którzy uważają, że zasługuję na coś lepszego.

Kocham M., ale jeśli mamy nadal być razem to on musi zmienić swoje podejście. Bo zasłużyłam na bycie kimś więcej, niż tylko popychadłem. Wróciła wiara w siebie. I mimo zmęczenia wiem, że poradzę sobie ze wszystkim. Bo gdybym ja miała sobie nie radzić, to któż by dał radę?

Oświęcim; Sunday, April 8, 2012

poniedziałek, października 15, 2012

Your love is my turning page.

Wróciło z impetem. Nie wiem jak i nie wiem skąd... M. jest dla mnie wszystkim. I zawsze będzie. I chociaż czasem jest tak cholernie ciężko, chociaż są dni, kiedy mam ochotę go zabić, to jakoś zawsze wracam do tego stanu. I choćbym się wkurzała na niego cały dzień, i choćbym się zarzekała, że to koniec, że go już nie kocham... To jednak wieczorem, kiedy kładę głowę na jego ramieniu, zamykam oczy i wiem, że to moje miejsce. Wtedy wiem, że to on jest powodem dla którego rano wstaję i walczę z tym okropnym światem.

I ta miłość daje mi siłę. Niewyobrażalną siłę.

Jest jeszcze lepiej. Jak to możliwe, że było tak źle, a jest tak dobrze? Myślałam, że straciliśmy pasję i namiętność, a okazuje się, że owszem - minęła w nas ta dziecięca fascynacja sobą i emocje przed nieznanym, ale pod tym znaleźliśmy coś więcej. Dziką rozkosz bycia ze sobą. I jestem aż w szoku nad tym, co się wczoraj stało. Zakochałam się po raz kolejny w M. Z nową, jeszcze większą siłą.

I kocham w nim absolutnie wszystko.

Skidziń; Saturday, May 21, 2011

















Nasza pierwsza wspólna impreza. Dawno temu.

poniedziałek, października 08, 2012

Thanks for making me a fighter

Nie miałam neta. Nie miałam nawet czasu, ani chęci pisać, ale wytłumaczę się internetem.

Trochę ciężej. Między mną, a M. nadal jest dobrze. Zaczynam nawet wierzyć w słuszność tego związku, ale z rodzicami mi się nie układa. A jak nie układa nam się, pomimo tego, że widzimy się raz na dwa tygodnie, to znaczy, że jest źle. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Jestem zmęczona walką. Czy naprawdę codziennie musimy toczyć ten bój?

Nie chodzi nawet o naukę, czy odpowiedzialność, ani nawet walka o życie towarzyskie mnie tak nie przeraża, jak właśnie walka o moje relacje z najważniejszymi dla mnie osobami. Jeśli ludzie się kochają, to po co walczyć? Miłość jest, bez względu na to czy wypruwasz sobie dla drugiej osoby żyły, czy nie. A jeśli miłości nie ma, to wykrwawianie się i tak nic nie zmieni.

Z tego zmęczenia walką przechodzę w zobojętnienie, i to przeraża mnie jeszcze bardziej. Zaczyna mi być znów wszystko jedno. I nie ma to nic wspólnego z pragnieniami. Chcę być z M. i mieć dobre stosunki, ale frustracja ciągłymi porażkami w budowaniu więzi doprowadziła mnie do pytania "Czy warto?". I owszem, będę szczęśliwa tylko z tymi relacjami, ale to jak walka z wiatrakami i mam ochotę położyć się w moim łóżku samotnie i pogodzić z porażką. I umrzeć w samotności, dodałabym jeszcze.

Mimo wszystkich złych rzeczy, które się ostatnio dzieją, nie załamałam się ani trochę i z tego jestem z siebie dumna. Bo porażki dają mi siłę. Po prostu czasem trzeba sobie odpuścić... Prawda?

Stawy Grojeckie; Tuesday, September 1, 2011

piątek, września 28, 2012

We found love

Pierwszy raz od bardzo dawna jest lepiej. Lepiej w naszym związku i lepiej ze mną (no, może poza tym, że trochę się przeziębiłam). Dużo jeszcze przed nami, ale wraca do mnie wiara, że damy radę. Pomimo wszystko.

Dzisiaj do klubu na Prodżekt Iks. Nie mam pojęcia w co się ubiorę i szczerze mówiąc, nie bardzo chce mi się iść, ale długo czekałam na ten wieczór. W końcu przestaliśmy się kłócić z M. na imprezach, więc każda zapowiada się lepiej, niż dawniej. I będzie dużo fajnych ludzi.

Dużo chodzenia się zapowiada. To nie na szpilki. Balerinki mnie obcierają. Chyba pójdę boso...

Milkowo; Wednesday, August 5, 2009

czwartek, września 27, 2012

The perfect me

Ostatnio mam dość mieszane uczucia co do M. Jak na ironię, właśnie teraz, kiedy moi rodzice pogodzili się z tym, że jesteśmy razem i przestali go krytykować. Ja zaczęłam. Trochę mi głupio, że czasem żalę się naszym wspólnym znajomym, ale to chyba dlatego, że nie mam się komu wygadać. Do M. nie dociera krytyka, a S. jest w Moskwie... Chętnie wpadłabym do niej na kawę i opowiedziała o swoich wątpliwościach. Nie musiałaby nawet nic mówić, przy niej jakoś wszystko nabiera sensu. Zaczynam nawet rozumieć dlaczego ludzie tak do niej lgną. Myślę, że ma ten niesamowity dar sprawiania, że czują się wyjątkowi. Brakuje mi tego.

On chyba sam nie wie czego chce. Do takich wniosków doszłam wczoraj. Niestety, nie mogłam się tym podzielić, bo N. siedziała na kompie cały wieczór przeżywając koniec znajomości z J, który nareszcie nastąpił. Wracając do M... Nie wiem jak inaczej można wytłumaczyć takie zachowanie. Jeśli ktoś raz mówi, że Cię kocha, a raz zachowuje się wobec Ciebie jak totalny dupek, to chyba sam nie wie czego chce. Prawdę mówiąc, wolałabym żeby się już zdecydował, bo coraz częściej dosięga mnie uczucie, że tylko tracę swój czas. Niemiłe.

Nie daję się już całkiem zbić z tropu. To poważny postęp w mojej pracy nad sobą.

Tęsknię za S. Coraz bardziej. A tu jeszcze trzy długie jesienne miesiące zanim się znów zobaczymy.

Château de Chenonceau, France; Tuesday, May 31, 2011

















Taką siebie chciałabym widzieć częściej.

wtorek, września 25, 2012

For the first time

Wszystko się zmienia. Nawet jeśli bardzo tego nie chcę.

Sama już nie wiem gdzie dalej chcę iść. Wiem dokładnie kim chcę być, ale nie jestem pewna czy to dobry wybór. Nie potrafię przewidzieć gdzie mnie zaprowadzi i boję się, że w pogoni za własnymi pragnieniami stracę coś bardzo ważnego. Wizja siebie w przyszłości nie daje mi też odpowiedzi na pytanie, jak chcę, aby wyglądało moje życie. Wydaje mi się, że są rzeczy, których jestem pewna, ale czy można być w życiu czegoś pewnym?

Mijają dni i miesiące, a ja mam wrażenie jakbym stała w miejscu. Wszyscy moi znajomi i przyjaciele prą do przodu, dorastają i kształtują swoje życie a ja jakbym utknęła w jakimś martwym punkcie. I chociaż bardzo chcę zrobić w końcu krok naprzód, to nie potrafię.

Ciekawe co musi się wydarzyć, żeby to życie w końcu ruszyło.

Zamek Bobolice; Sunday, September 23, 2012