Nie wiem dlaczego tak jest. Nie wiem nawet co on do mnie czuje, bo daje mi dość sprzeczne sygnały. Sam nigdy nie mówi o tym i zachowuje się jakby... Jakby było mu wszystko jedno. Problem polega jednak na tym, że mi nie jest wszystko jedno. Chciałabym, żeby mnie kochał. On twierdzi, że tak jest, ale jego zachowanie i ogólna postawa wobec mnie średnio to potwierdzają.
Czuję się trochę załamana. Miałam od dziś zacząć bycie fantastyczną, ale jak na razie zbyt mnie to wszystko przytłacza. Jeśli M. nie weźmie się za siebie nie mamy żadnej przyszłości jako para. Żadnej. I tego akurat jestem pewna, ale pomimo moich usilnych próśb o ogarnięcie się, on nie wykazuje chęci do zmiany czegokolwiek.
Wiem dokładnie jak będzie, jeśli nic się nie zmieni. M. nie zda matury i nie pójdzie na żadne studia, albo pójdzie na tak gówniane studia, że równie dobrze mógłby nie iść na żadne. Nie pójdzie do pracy lub pójdzie dopiero jeśli sytuacja go zmusi, ale nie będzie miał zbytnich możliwości dojścia do czegokolwiek przez swoje znikome wykształcenie. Nie chodzi nawet o pieniądze, bo te można zdobyć na wiele różnych sposobów. Ale nawet, jeśli M. je zdobędzie, to w niewłaściwy sposób. Pewnym jest natomiast że wraz z niezdaniem matury czy nie dostaniem się na jakieś dostatecznie dobre studia zaprzestanie jakiegokolwiek kształcenia się, więc przepaść między nami stanie się czarną dziurą. I nie ma w tym scenariuszu najmniejszej opcji, że będziemy razem, bo ten portret przedstawia dokładne przeciwieństwo mężczyzny, które chcę na męża i ojca swoich dzieci.
Jedyną nadzieją jest, że M. się zmieni. Ale to jak czekanie na deszcz na pustyni... A czekam już długo.
Amboise, France; Tuesday, May 31, 2011 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz