czwartek, grudnia 27, 2012

I know it’s long gone and that magic’s not here no more.


Rozczarowanie. Otępienie. Deszcz.

Nie lubię tego stanu. Po raz kolejny wszystko jest nie tak, jak tego bym chciała. Ze mną, z M., ze wszystkimi. Może naprawdę to moja wina? Może po prostu jestem głupia i pojebana i on zasługuje na coś lepszego, niż to… Coraz częściej przemyka mi przez myśl to gorzkie stwierdzenie, że nie pasujemy do siebie. Coraz częściej czuję tą bolesną bezsilność, kiedy wiem, że nie potrafię być tym, kim on chce, żebym była. Nie umiem dać mu tego, czego oczekuje.

Jak wyznaje mi miłości nigdy nie patrzy mi w oczy. W ogóle unika mówienia mi tego. Rzadko jest dla mnie naprawdę miły, prawie wcale nie zachowuje się jak gentelman w stosunku do mnie… Woli napisać do S. w środku nocy czy śpi, niż do mnie. Nic mu we mnie nie pasuje, ciągle się kłócimy. Jak zaprasza mnie do siebie, to siedzi na komputerze, tv albo gra na keyboardzie zamiast spędzić ze mną trochę czasu…

Przeprasza. Patrzy na mnie tymi piwnymi oczami dla których odsprzedałabym duszę i już wie, że nie musi nic więcej. I poddaję się zawsze już po samym spojrzeniu, a nawet jak usiłuję być wytrwała, to całuje mnie w szyję, dokładnie tak jak lubię i przez moment jest dla mnie miły i już jest po sprawie. Zawsze jest. Ale mija kilka minut i znów zachowuje się jak zawsze. Ile razy jeszcze przeżyjemy tą historię? Potrzebuję zmienić jej zakończenie.

Nie wiem już sama czy to ja jestem tak beznadziejnie nudna i beznadziejna, czy on po prostu pragnie kogoś innego… Nie wiem nawet którą opcję bym wolała.

Kraków; Thursday, December 27, 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz