niedziela, lutego 21, 2016

You look like a movie, you sound like a song. My God, this reminds me of when we were young. Let me photograph you in this light in case it is the last time that we might be exactly like we were...

Wiem, że nie było mnie od miesiąca, ale koniec stycznia okazał się być serią smutnych wydarzeń i problemów. Miałam dużo ważniejszych rzeczy na głowie niż blog, a że był to też czas sesji to naprawdę nie miałam czasu na takie rzeczy.

Luty okazał się być łaskawszy. I zabieram się za ten post przynajmniej od jakiś dwóch tygodni i jakoś ciągle nie mogłam się zmobilizować. Jak na ironię, bo ostatni tydzień mogłabym nazwać tygodniem mobilizacji. Zaangażowałam się poważnie w ćwiczenie, bo nareszcie mam na to więcej czasu. Ostatni semestr magisterki będę miała prawdopodobnie zaliczony w ramach stażu, więc poza pracą mam w końcu czas dla siebie. I chcę ten czas faktycznie w siebie zainwestować, a nie zmarnować go.

Tak więc mam zamiar zrealizować w końcu rzeczy, które planuję i wdrażam od... lat. Tak, można to już liczyć w latach. Jak na razie idzie mi świetnie i czuję się z tym fantastycznie. Mam wielkie wsparcie w P. i przychodzi mi to wszystko całkiem naturalnie. Czekam na pierwszy kryzys i tym razem, tak tym razem, wytrwam we wszystkich postanowieniach, które poczyniłam.

Z P. układa się zazwyczaj fantastycznie, chociaż są też oczywiście momenty w których mam ochotę go zamordować. Jest czasem ciężki do współpracy, ale to chyba żadna nowość. Mimo wszystko każdy dzień, nawet ten nie do końca idealny między nami, utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Dostałam od P. telefon. Bez okazji. A właściwie z okazji tego, że on kupił sobie jeszcze nowszy. Cieszę się jak dziecko.

"Na drugie Stanisław. Nowa księga imion." Jerzy Bralczyk
Valentine's Day with P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz