wtorek, marca 03, 2015

My broken pieces, you pick them up. Don't leave me hanging, come give me some. When I'm without you, I'm so insecure. You are the one thing I'm living for

Wiem, że znów chwilę nie pisałam, ale to tylko dlatego, że w końcu dużo zaczęło się dziać. W piątek rano zebraliśmy się z P. i pojechaliśmy w góry! Na początek musieliśmy czekać ponad godzinę na moich rodziców, z którymi się umówiliśmy na stoku Suche. Ale zjedliśmy sobie wczesny obiad w tym czasie (lunch?), a potem pojechaliśmy jeździć. I naprawdę, jeździłam, i w piątek i w sobotę. Może nie aż tyle, co P. ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo wcale nie szło mi tak źle.

Spaliśmy w Poroninie i w sobotę nawet wybraliśmy się na krótki spacer po okolicy. Dosłownie okolicy. Muszę przyznać, że trafiliśmy na fantastyczną pogodę. Przez cały weekend było ciepło i słonecznie, a w górach śniegu jest naprawdę dużo, pomimo tego, że u nas już dawno stopniał. Pod względem pogody lepiej być nie mogło. Pod względem jedzenia właściwie też, chociaż dawno nie zjadłam tyle w tak krótkim czasie jak w tamten weekend. W ten sposób dwa miesiące ćwiczenia na siłowni i myślenia o tym, co jem poszło się paść. Ale smakowało wybornie, albo jakby to powiedział P., smakowało jak "wolę być gruba". W niedzielę spakowaliśmy się i przed wyjazdem do Krakowa wymoczyliśmy się w gorących źródłach w Szaflarach.

Strasznie się cieszę, że pomimo wszystkich przeciwności i niefortunnych zbiegów okoliczności udało nam się spędzić z P. weekend sami, tylko we dwoje (no, nie licząc moich rodziców na stoku i na obiedzie). Dawno nie poświęciliśmy tyle czasu tylko sobie i myślę, że potrzebowaliśmy tego. Zwłaszcza, że wczoraj oboje zaczęliśmy kolejny ciężki semestr i znów będziemy mieli mało czasu dla siebie w tym nawale nauki.

Obiecuję się poprawić i pisać nieco częściej.


Suche; Friday, February 20, 2015
Poronin, Saturday, February 21, 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz