czwartek, czerwca 27, 2013

I can tell you there's no place we couldn't go. Just put your hand on the glass.

Dzień 62
Moja walka z analizą instrumentalną okazała się nadaremna. No i mamy kolejną poprawkę we wrześniu. To już od samego rana zepsuło mi humor, bo zarwałam noc ucząc się tego dziadostwa, a okazało się to nadaremne. No, ale czasem tak po prostu bywa. W każdym razie wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Popłakałam chwilę zła na cały świat za jego niesprawiedliwość i zasnęłam.

Po 17 obudził mnie telefon M. Jest w USA, a gadamy chyba jeszcze więcej niż jak był w Polsce. Niestety chyba wyczerpały nam się już tematy, bo coraz częściej zapada niezręczna cisza w naszych rozmowach. Mimo wszystko jak coś zjadłam i się wykąpałam, poprawił mi się nieco humor. Nie na tyle, żeby w skupieniu uczyć się na jutrzejszy (ostatni już) egzamin, ale na tyle żeby nie płakać i znów poczuć się silną. To już coś, prawda?

W piątek idziemy na imprezę z Miśkami z okazji końca roku i, szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać. Ten ostatni miesiąc był okropny, może z wyjątkiem ostatnich dwóch weekendów, i naprawdę potrzebuję się na chwilę oderwać od tego wszystkiego, żeby nie oszaleć. A może już oszalałam.

Jest mi już wszystko jedno czy zaliczę ten jutrzejszy egzamin, czy też nie. Mam po prostu dość. Tego jest za dużo, w zbyt krótkim czasie i do tego te dwa tygodnie całodniowych terenówek tuż przed sesją. To po prostu nieludzkie i odbija się na mnie dość boleśnie. Ale jest mi już wszystko jedno. Teraz jest mój czas na odpoczynek i cieszenie się życiem. I żaden wstrętny egzamin mi tego nie odbierze.

Kraków; Thursday, June 27, 2013
Kraków; Thursday, June, 27, 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz