niedziela, stycznia 26, 2014

We got to a point I can’t stand. We can’t cry the pain away, we can’t find a need to stay. I slowly realized there’s nothing on our side.

Sunrise Avenue i prawo - to mój cudowny niedzielny wieczór. Sesja nadeszła tak szybko, jak zawsze zastając mnie, jak zawsze zresztą, z niczym. No, może nie do końca z niczym. Po raz pierwszy mam w sobie jakąś niezachwianą wiarę, że ze wszystkim sobie poradzę. Nieuzasadnioną pewność, że będzie dobrze. I wielki spokój WM.

Pierwszy raz od dawna jestem szczęśliwa. Nareszcie nie muszę nic udawać, tylko mogę być sobą. Już zapomniałam jak to jest czuć na okrągło tą wewnętrzną ekscytację życiem, która nie pozwala Ci zasnąć. Wyczekiwać z niecierpliwością co przyniesie każdy kolejny dzień. Mieć jasno obrany cel. Jak to jest, że rzeczy, które przychodzą najtrudniej wydają się być najcenniejsze? Lubię wyzwania i lubię dostawać to, czego chcę. I tym razem będzie tak samo, bez względu na to ile czasu i energii będzie mnie to kosztowało.

Wróciły marzenia i dawne wizje. I nie chodzi tu już o cele, a raczej ten mały obrazek, który każe mi zawsze walczyć i nie poddawać żadnej z bitew. I nawet jeśli nigdy się nie spełni, to daje mi szczęście z życia i motywację do działania. Każe mi iść naprzód.

Dotarły do mnie nareszcie zdjęcia z poprzedniego weekendu i wizyty Q. i A. w Krakowie. Nie oddają wszystkiego, ale podobają mi się. Pomimo średniej jakości niektórych z nich. Enjoy it.

Cracow by night, A. and me; Kraków; Saturday, January 18, 2014
Cracow by night Q. and me; Kraków; Saturday, January 18, 2014
Cracow by night, me and A.; Kraków; Saturday, January 18, 2014
Me and Q.; Kraków; Saturday, January 18, 2014
Me and A.; Zakrzówek, Kraków; Sunday, January 19, 2014
Q. and me; Zakrzówek, Kraków; Sunday, January 19, 2014
Q. and me; Zakrzówek, Kraków; Sunday, January 19, 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz