poniedziałek, kwietnia 14, 2014

I can see my baby swinging on the balcony and I'm singing ooh baby, ooh baby, I'm in love.

Oczywiście. Wychodzę z tramwaju - lunie deszczem. Wychodzę z zajęć - wali gradem. Wiosna mnie chyba nie lubi. "West Cost"

Poza tym, że wrócił mi katar po tym jak wróciłam całkiem przemoczona z zajęć do domu, to jest chyba dobrze. Weekend był niezapomniany. Niesamowity. Mam nadzieję, że przełomowy. Na pewno bardzo ważny i szczególnie radosny. Piżmak. Gdyby ktoś pół roku temu, albo - gorzej - rok temu opowiedział mi ten weekend wybuchnęłabym śmiechem, bo byłaby to dla mnie zbyt surrealistyczna wizja jak na tamten czas. A jednak. Jak to powiedziała moja mama "wyzwanie, ale absolutnie w Twoim zasięgu". Oby miała rację. Piżmak.

Naturalnie, weekend upłynął pod znakiem rozrywki i relaksu i był całkowicie bezproduktywny. Wstałam więc dziś o 6 i jechałam rano do Krakowa żeby pracować nad moją jutrzejszą prezentacją. Ale dobrze mi z tym. Lubię tak. Wróciła mi motywacja do pracy, do nauki i do walki. Ze zdwojoną siłą. Widzę we wszystkim sens.

Nawet, jeżeli piżmak nie przeżyje, to już coś dobrego uczynił dla świata. Z tym, że nie dam mu umrzeć. Tym razem będę walczyć do samego końca. Bo wczoraj w nocy coś zrozumiałam. I ta myśl nie pozwoli mi się poddać.

Kraków; Monday, April 14, 2014
Kraków; Monday, April 14, 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz