poniedziałek, stycznia 28, 2013

There'll be bluebird over The White Cliffs of Dover.

Dzień tonący w marzeniach. Niestety jutro trzeźwe spotkanie z rzeczywistością na egzaminie z hydrologii.

Niczego się nie boję dzisiaj. M. już do mnie jedzie. Nie potrafię zmusić się do nauki. Kurcze, dziewczyno, przestań o nim myśleć.

Właściwie, to nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o jego wyjeździe do USA. Nie wiem jak ja wytrzymam tu sama dwa miesiące... Boję się tego. Boję się tej samotności. Tego, że znów pod jego nieobecność wszyscy się ode mnie odwrócą i zostanę sama ze sobą. Boję się zmarnowanych wakacji i zapłakanych nocy. Boję się, że nie przetrwamy...

Przetrwamy, musimy przetrwać. Chcę być z nim już zawsze i nie pozwolę, żeby jedne chrzciny to zaprzepaściły. Nie, nie poddamy się. Mimo wszystko wizja tych wakacji przyprawia mnie o dreszcze zamiast o błogi spokój. Znienawidziłam wakacje.

Marzę o takim oto cudzie :














Dziś nie ćwiczyłam, bo dziś mam takie zakwasy po wczoraj, że nie mogę się ruszać. Dziś inaczej, dziś jestem intelektualistką. A przynajmniej pseudointelektualistką.

Kraków; Monday, January 28, 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz