No i mój fantastyczny humor zepsuli. Zepsuli go i tyle. Tyle tylko potrafią.
Dzień zapowiadał się fantastycznie. Był gorący, słoneczny a ja znów królowałam. Ale przecież trzeba mi to zepsuć, no nie? W każdym razie rankiem jeszcze czułam się świetnie. Zadzwonił M. i chwilę rozmawialiśmy o głupotach zupełnie, jakby dzwonił ze swojego domu w Babicach. Przyciągałam spojrzenia, w pracy wszyscy mnie lubią i traktują jak swoją i jest naprawdę miło. Nie było dziś dużo pracy. Trochę posiedziałam na internecie w telefonie, trochę pogawędziłam z panią B. a trochę z P., który przyszedł po dowód.
Po pracy pobiegłam na autobus na Zaborze na działki. Poopalałam się na kocyku na pięknej zielonej trawce u Q. na działce i było super. Pełne słońce, pełen relaks - dzień idealny. Każdy mógłby tak wyglądać. Potem przyjechali rodzice z informacją, że udało się załatwić wszystko z praktykami i będę mogła jechać do Szwajcarii. O tak, to była kulminacja. No i jeszcze przyjechał kolega Q. na swoim motorze, co wywołało jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy. No i wtedy się zaczęło.
A nawet nie wtedy. Jak wróciłam do domu. Jesteś gruba, nic nie robisz etc. Wiem, że nic w tym wszystkim nie jest prawdą, ale nie mogę powiedzieć, że mam to w dupie. Nie mam. Mam dosyć porównywania mnie do S. i wytykania mi wszystkich wad na każdym kroku. Chcę móc spokojnie sobie zjeść obiad bez narażania się na głupie docinki. I chcę móc odpocząć po pracy, bo nie leżę do 13 w łóżku i nie spędzam reszty dnia na kompie, jak niektórzy. Ale to ja. Zawsze coś musi być nie tak. I zawsze się coś znajdzie.
Getting a tan; Zaborze; Wednesday, 10 July, 2013 |
Getting a tan; Zaborze; Wednesday, 10 July, 2013 |
Wiecie co... Może nie mam ciała Candice Swanepoel ani twarzy Mirandy Kerr. Ale jestem super taka jaka jestem, bo jestem sobą. Bez względu na to, co oni mówią. I będę szczęśliwa ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz