wtorek, listopada 12, 2013

Wake up call. Don't you care about me anymore? I don't think so.

Szykujemy się psychicznie na weekend. Biochemia tylko mnie zdenerwowała. Technologia tym bardziej. Nawał pracy. Naprawdę, dawno nie było tyle rzeczy do zrobienia, i to większość z nich nie cierpiąca zwłoki. Pełno zajęć. Ale ja lubię mieć zapchany grafik. Lubię czuć, że żyję. Nawet jak mam spać po kilka godzin lub wcale to wcisnę między to znajomych i przyjemności. Dobre winko i kolację. Nareszcie żyję.

Wczoraj "Miracle Worker", dzisiaj "Wake Up Call". Jestem silniejsza, niż oni wszyscy. Czuję, że w końcu panuję nad swoim życiem i nie chcę tego już nigdy stracić. Cholera, tym razem nie dam się znów zepchnąć. Nikt już nie przekona mnie, że jestem warta mniej, niż wszystko. Nikt mnie przecież nie zna tak jak ja, prawda? I wiem najlepiej, że jestem wyjątkowa. A jeśli ktoś tego nie widzi, to jego strata.

Właśnie to uczucie sprawia, że jestem szczęśliwa. Wszystko jest prostsze. Nagle nie ma takiej rzeczy, z którą bym sobie nie dała rady. I tak właśnie będzie. Bo przecież, jeśli ja się nie zmienię, to nie zmieni się nic.

Usłyszałam dziś w końcu "przepraszam". A przynajmniej przeczytałam.

Kraków; Tuesday, November 12, 2013

With B.; English lesson; Kraków; Tuesday, November 12, 2013
With DJ D. Oświęcim; Sunday, November 10, 2013

1 komentarz: