poniedziałek, listopada 18, 2013

You would not believe your eyes if ten million fireflies lit up the world as I fell asleep.

Dziś byłam bardzo blisko załamania. Naprawdę. Prawie mnie to załamało. Oczywiście jak mam ciężki tydzień na studiach, to wszystko inne musi się sypać razem z tym. Tak więc w przeddzień bitwy z biochemią nadal nie dostałam okresu i stres powoli odbiera mi rozum. Mój laptop zaczął szwankować, co wcale nie poprawia mojego samopoczucia. Wyskoczył mi pryszcz na nosie, bo przecież ładnie nie mogę wyglądać w tym okropnym tygodniu. I do tego jestem tak zmęczona, że nie wiem jak się nazywam.

Nie poddaję się. Żebym tylko już dostała ten okres to byłoby całkiem dobrze. Ja wiem, że dzień spóźnienia to nic, zwłaszcza, że się jadło antybiotyk w tym miesiącu, ale jednak ta sytuacja mnie stresuje. A to pogarsza sprawę jeszcze bardziej, bo stres w takich chwilach na pewno nic nie przyspieszy.

Dlatego też odpuszczam biochemię i idę spać. Potrzebuję odpocząć, chociaż te kilka godzin, bo nie jestem już w stanie myśleć. Wstanę jutro o 6:00. Nie pójdę na angielski (zostały mi jeszcze przecież dwie nieobecności, no nie?) ani na wykład (wykład, tak?) i się pouczę. Pouczę się i zdam to cholerstwo o 13:00.

Są takie słowa, które potrafią mnie wyciągnąć nawet kiedy lecę już z impetem w dół. Wystarczy tylko wiedzieć, co mówić. Jest taki zapach, który zawsze potrafi skierować moje myśli na te dobre rzeczy. Na takie obrazy i filmy z mojej głowy, które dają mi siłę zawsze. Nieważne jak bardzo jest źle.

Nie jestem idealna. Ale mam zamiar walczyć o bycie lepszą, każdego jednego dnia. Zawsze. Dla nich.

Kraków; Sunday, October 27, 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz