Piątkowy wieczór. Leżę w łóżku i patrzę na migającą ledami choinkę. Jest śliczna. Pomalowałam paznokcie, oglądnęłam wszystkie blogi i zastanawiam się czy nie iść spać. Spędzamy razem z P. ostatni wspólny wieczór przed Świętami, może nawet przed Sylwestrem. P. na siłowni.
Samopoczucie wciąż nie lepsze. Nie mam wcale ochoty jechać do domu, bo wiem że nikt tam na mnie nie czeka. Niestety, jak się okazuje, tutaj też nie. Ten grudzień jest wyjątkowo smutny w tym roku. Nawet w zeszłym roku, kiedy dziadziuś tak chorował nie czułam się tak podle jak teraz. Ale też moje własne życie nie kładło się pasmem niepowodzeń, jak teraz. Nie poszłam na egzamin z budowlanki, ale patrząc na pytania jakie dostali wcale nie uważam, że postąpiłam źle. Uwaliłabym to tak czy inaczej.
Spędziłam ostatnie dwa dni na przeglądaniu starych zdjęć. Tych dobrych, które niosą najlepsze wspomnienia. Wakacje, morze i słońce. Ludzie, których nie widziałam od wieków oraz nieliczni, którzy przy mnie zostali. I dziewczyna, którą od dawna nie jestem. Może to właśnie czas wyznacza wartość ludzi, wartość znajomości i wartość chwil. Może czas jest miarą miłości, przyjaźni i wiary.
|
Łeba, Summer of 2011 |
|
Always with me So., Autumn of 2012 |
|
My 20th birthday |
|
O. Autumn of 2012 |
|
Summer of 2011 |
|
PZ, Summer of 2011 |
|
Summer of 2011 |
|
American Dream, Summer of 2012 |
|
Niagara Falls with M., Summer of 2012 |
|
With S., Summer of 2011 |
|
With S.; Greece, Summer of 2010 |
I ta, za którą wypłakałam najwięcej łez...
|
Vega |
Przepraszam za melancholię, ale taki właśnie mam nastrój... Lepszych myśli nie odnalazłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz